Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 055.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Schylona nad źródłem, rozpływa się w śmiech
Swawolnej dziewy
I wróży z kukułką i ginie wśród ech
Pomiędzy drzewy.
Przez kamyk, co drażni kryształy tych wód,
Mknie, jak kaskada...
Z klekotem bocianów, ciągnących z nad błót,
Na dach twój spada.
Gdzie jabłoń różowy rozpuszcza już pąk,
Patrzy z zieleni...
I rada się kładzie na puchu twych łąk
Smugą promieni,
Czaruje fujarki, poddając im ton
Przeciągły, śpiewny...
Na starej cerkiewce rozdźwięka, jak dzwon,
W hymn rośnie rzewny...
Aż z trzaskiem łuczywa do chaty, jak duch,
Na chwilę wpada,
I mrozi ci serce i pieści twój słuch
Dumka, ballada...
I ducha twojego nawiedza, jak gość
Z krainy cudu...
Orzeźwia w omdleniu i mówi łzom: »dość«,
Wyjarzmia z trudu.
Stepowym powiewem przeciąga przez świat,
Wieszczka przyrody,
Zaprasza myśl twoją i gwiazdę i kwiat
Na wspólne gody...
A gdy ją odpędzasz od złotych swych bram,
O synu wieku!
Ucztuje z słowikiem — a ty jesteś sam
W miast brudnym ścieku.
Ja lecę z obłokiem, gdzie wiosna, gdzie maj,
Gdzie serca święto,
Nim ptaki ucichną, nim zmierzchnie ten gaj,
Nim łąkę zżęto...