Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 379.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wnet się ruszyła milicyja cała,
Wnet wyszły straże pożarne z czekanem[1],
Obezwały się trąbki i sygnały...
Ale że wszystkie bronie cicho stały.

Jakże? Królewski majestat był prawie
W tym tłumie, co tak szedł, jakby na wojnę.
Ten sztandar górny, chwiejący się krwawie,
Te twarze groźne, a przecież spokojne,
Ta moc, stojąca na ludzkiem swem prawie,
Te ręce, władne świat brać, a bezzbrojne,
Te poczerniałe w twardej nędzy głowy,
Ten śpiew, co walił w miasto piorunowy...

Zbój chyba jaki chwyciłby tu broni!
A już lud wyległ w ulice, i z góry
Biegł na węglarzy patrzeć. Alić oni
Prosto na Wielkiej Giełdy szli marmury...
Naraz — tysiace podniesionych dłoni,
I wybuch głosów, jak poszum wichury...
To lud tak witał ich, chustkami wiewał,
Grzmiał krzykiem, w kupy się łączył i śpiewał.

My z przodku. Tak nas zagarnęli sobą,
Że ani kroku wstecz. Zrazu my chcieli
Odstać. Lecz wprędce tak nas swą żałobą
I krzywdą swoją za dusze ujęli,
Tak nam osierdzie pod samą wątrobą
Ruszyli, tak nas tym śpiewem otchnęli,
Że my szli, na nic nie pytając, z niemi,
A pierwszy z trupa rękami pełnemi,

Sekura, zaraz pod owym sztandarem,
Miawszy[2] staruszkę znad Buga po boku,

  1. Czekan (tur.) — rodzaj toporka, którym strażacy rozrębują palące się belki w dachu.
  2. Miawszy (w gwarach) — mając.