Zaczem zaczęli gadać wszyscy w kupie.
Baby w te pędy puściły języka,
Jako że Fjały od rodu są głupie,
A i ten we łbie tęgiego ma bzika,
Jako nad samą Narwią jest wieś Słupie,
Gdzie miała Magda Burniaczka indyka,
Co nie dał dziecku spokojnie przejść drogą,
I jako takie sprawy być nie mogą.
Aż gdy się nieco ściszyło w gromadzie,
To nasza święta staruszka znad Bua
Szeroko wielki krzyż po niebie kładzie,
I tym świetlistym wzrokiem w niebo mruga,
Jakoby z kimsi była tam w naradzie,
Aż jej wypłynie z wysłych piersi struga
Drżącego głosu i w pieśń się rozlewa...
A nam po szpikach mróz idzie, gdy śpiewa.
— «Pątowaliśmy do słonka od nocy,
Pątowaliśmy od krzywdy do prawa...
Puściliśmy się szukać onej mocy,
Co ją ta wola[1] człowiekowi dawa...
Szli z nami święci, szli z nami prorocy,
Niosła nas światem korabiowa nawa...
A tera my się z tej drogi wywarli...
— Żywi się widzim, a sąśmy umarli!
...Pątowaliśmy do Boskiego sądu,
Pątowaliśmy do umartej śmierci[2]
Po morzu szliśmy i szliśmy po lądu,
A sam Pan Jezus rychtował nam perci...[3]
Poszliśmy szukać do życia wyglądu,
A zaś wracamy, zszarpani na ćwierci...
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 325.jpg
Ta strona została przepisana.