Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 298.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy dusze nasze, wyschnięte w tej glinie
Ciał umęczonych, padały się w ćwierci,
Któreś nas zwało po pilnej przyczynie,
By odnieść kości nasze do tej śmierci,
Co cicha siada na chaty przyproże,
W spokoju zaszłych zórz — zawitaj, morze!

...Któreś stanęło okrutnym przestrzałem
Od nas, tułaczy, do domu i rodu,
A teraz skrzydłem ponosisz się białem
Od słońca wschodu do słońca zachodu,
Ciebie ja, naród ubogi, doznałem,
Od piany piór twych do czarnych żył spodu,
Gdziem widział dziatki moje potopione,
Jakby miesiącem zaszłe — tak zielone.

...Witajcie, srebrne wierzeje i wrota,
Które nam oto Bóg do dom otworzył,
Iżbyśmy swego chwyciwszy się płota,
Jak pień wyrwany byli, co zaś ożył.
Oto nas tutaj przywiodła tęsknota,
Oto lud zdrowiem i życiem nałożył,
By duszę dowlec tu i spojrzeć w zorze
Nadziei swojej... Zawitaj nam, morze!

...Niechże twe szumy nade mną się staną,
Niech mnie korabie twoje precz poniosą!
Bom Łazarz, jedną oskorupion raną,
Od wierzchu czaszki po stopę aż bosą...
Na ziemię dobrą i obiecowaną
Szedłem, a teraz powracam się, bo są
Niezwyciężone rzeczy, bym ostawał,
Korzenie puścił tu i owoc dawał!

...Człowiek ja jestem polnego zawodu,
Inakszej roli, z pod inszego nieba...