Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 291.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nad nami dymy ciągną korowodem,
Bo naród sobie żagwami przyświéca...
Zmizerowani krzywdami i głodem,
Jak piorunowa pędzim nawałnica...
Kto ranny, nie wie nawet, że ma ranę.
A wszystkie oczy gorą, krwią pijane.
...............

Ale murzyny, jak zwierz rozpłoszony,
Woadły już w miasto, rozniosły już trwogę.
Więc gdy lud dopadł, a pożar czerwony
Puścił przez niebo ognistą srężogę,
Zakołychały sobą wszystkie dzwony,
A na miesiącem usrebrzoną drogę,
Wśród tłumu mieszczan i dzwonów rozjęku,
Ksiądz wyszedł przeciw nam, a krzyż miał w ręku.

Jak więc gdy nagle o mur trzaśnie głowa,
Stanęlim. Ręce opadły z ożogiem.
Ksiądz takoż stanął. A nie rzekł ni słowa,
Tylko to drzewo krzyża z Panem Bogiem
Podniósł, a ona męka Chrystusowa
Miesięcznem światłem zajarzyła błogiem...
I tak przeżegnał nas — Ukrzyżowany...
Dopieroż my tu w płacz, jak w te organy:

— «Chryste!... O Chryste!... A bądź-że Twa wola!
A nie daj-że nam przepaść w cudzej ziemi!
Toż my sieroty!... A stań-że od pola![1]
A broń!»... — i tłuczem o ziem łbami temi,
A jęk się dzwonów szeroko rozkola,
A krzyż odchodzi śladami srebrnemi...
Więc się obrócę, jakom był u czoła,
I huknę, we łzach cały: — «Do kościoła!» —
................

  1. ...od pola — od strony pola na straży, iżby w zbożu nie stała się szkoda; przen. broń nas od krzywdy!