Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 288.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale szedł we krwi i w ognistym pocie,
Zapamiętany w swej srogiej robocie.

Lecz insi też w swą biją. Tuż Jan Bania
Niósł za Zatratą, na podób grabiska,[1]
Drąg kuty, setny. Ten w kupę zagania
Łby, i pod kosę zbija je, i ciska.
Gdzie machnie, słychać śmiertelne wołania,
On nie dba. Idzie i dusze z ciał iska...
A taka moc w nim, że nielża tam zabiec
O żywot, gdzie ten straszny przejdzie grabiec.

Tuż Bugaj, płacząc z okrutnej rzewności
O tę niebogą, łzów pełne ma oczy,
I ślepo wali, nie bacząc, gdzie kości,
Gdzie mięso, wszystko rąbie, miesza, tłoczy
I tak przed sobą krwawą drogę mości.
Nie czuje, że sam ranion jest i broczy...
Tak czyniąc jatki te, coraz zachlipie,
Właśnie, jakoby kat płakał na stypie.

Zaczem Hnat Jurko pędził i Żurawa.
Hnat spodem, chyłkiem, jako więc derkacze
Sznurkują, kędy co bujniejsza trawa,
Po nogach razi, podbija je, skacze,
To z lewa w łydki urwie, to znów z prawa,
A coraz wrzaśnie: — «Wy, dusze sobacze!
Niechrzty wy!... Czotry!» — I tak go po głosie
Znać, gdzie jest, jako derkacza o rosie.

Ale Żurawa, który był cechowy
I nosił pierwszą chorągiew w Sterdyni,
Ciśnie kapeluszprecz, obnaży głowy,
Jak do pacierza, krzyż święty uczyni,
W garść plunie, chrząknie, i tak już gotowy,
Nuż po czerepach łupać, jak po dyni!

  1. Grabisko — drążek do grabi.