Więc za nią — insze... Tu jedna, tam druga...
Tak przyrastało nam onej mogiły,
Z której się coraz podnosił głos żywy:
— «Bądź nam, ginącym duszon, miłościwy!» —
Więc kiedym patrzał, nic tu nie mogący,
Wszelaka jasność zapadła mi w ciemnie...
A com miał moc mieć za wiele tysiący,
Klęsłem na duszy tak, że podaremnie!
Długom żwał w sobie tę niemoc milczący,
Aż taki gwałt wstał, taka rozpacz we mnie,
Że jej nie strzymać zapartym językiem...
Tak runę w niebo śmiertelnym okrzykiem:
...«Bijże w nas wszystka burzo czarnątuczą!
Strzelaj pieronem! Nie namkniem ci głowy!
Huczcie nad nami, wichry, pieśnią kruczą,
Niech nam tu zara dół kopią grobowy!
Niech dzikie zwierza[1] kości nasze włóczą,
Niech nas ogarnie dech śmierci morowy!
Cóż my? Łach ludzki i żywota strzępy...
Nie będą ścierwa z nas mieć nawet sępy.
...Tocz się, ty, rzeko żałosna, do morza,
Giń i przepadaj, nieznana nikomu!
Idźcie, śpiewajcie, tułackie bezdroża[2],
Do czarnej bramy, do wiecznego domu...
Niechaj nas wichrem pogna ręka Boża,
Niech nas nałamie, jak suchego łomu...
Cóż o to? Kto się za nami upomni?...
Zginiem? To zginiem sami, bezpotomni!
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 259.jpg
Ta strona została przepisana.