Śmierć, ogon wtuli pod siebie i wyje,
Jak surma, długą wyciągając szyję.
Aż się zacięła wszelka ludzka dusza,
Iż każdy mękę swoja chował na dnie,
A miłosierdzie żadnego nie wzrusza:
Idzie, to idzie, a padnie, to padnie.
A choć tak sroga była ta katusza,
W ludziach śpieszących milczkiem i bezładnie
Ani na głód się, ni na znój nikt z kupy
Nie skarżył. A padły pierwsze trupy.
Świt był. Od wczoraj jeszcze Roch Zatrata
W tyle się z dzieckiem ostał, za wszystkiemi
Chłopcu się ona głowina kołata,
Przez plecy włoski sypiąca złotemi.
A tu duszyczka już z niego wylata,
I tyle jeno tej trzyma się ziemi
Co one wyschłe rączyny za szyję
Rocha trzymają... Opadły — nie żyje.
Lecz chłop szedł jeszcze i onę stężałą
Pasyjkę[1] dalej niósł, w świt wielki, złoty
Dmuchnięcie ono, co gasi żywoty
Zaczem się zgarbił, obrócił sczerniała
Twarz ku tej martwej głowinie sieroty
I patrząc się w nią, zaszeptał zdumiały:
— «Dziecko! Jakie ty ciężkie! Jak świat cały!»
............
A wtem, jak zajrzeć, tak wpoprzek nam staną
Skaliska, czubem utopione w niebie
Nieprzesiężoną, a tak bystrą ścianą,
Że ani krokiem nie dawa do siebie.
- ↑ Pasyjka (ł.) — wizerunek Chrystusa na krzyżu, przen. mały męczennik.