Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 212.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Utroczy zwierza, gałęźmi nakryje,
I w bór, nos na wiatr podając i szyję.

Słuchają chłopy, śmieją się... Znać z twarzy,
Iż im ta powieść znajoma i miła.
A cóż? Toć borom sam Bóg gospodarzy,
Zwierza w nim chowa i na strzał posyła.
Z pradziada było tak! A mówią starzy,
Że wszelka knieja pospólną wpierw była,
Nim usypała szlachta one kopce,
Co mówią: — «Potąd twoje, a tam — obce.» —

Lecz Paweł Koźbiał trząsł ręką i brodą.
— «Co mi tam knieja! I co mi tam bory!
Ja sobie siedzę nad rzeką, nad wodą,
Gdzie w trzcinach krzyczą cyranki, kaczory.
Człowiek aż głuchnie, jak do dnia zawiodą
Wszaskuny owe lub w ciepłe wieczory.
To z leda kija[1] człek w szuwar wygarnie,
I ma co w miasto nieść albo w śpiżarnie».

Więc zaraz w dwoje rozhukną się głosy:
Ci chwalą wodny łów, a ci borowy.
Już Bartki, Maćki, Bugaje i Kosy
Odrzucą w strony kapoty i głowy.
Już brzęk, szum, jak gdy poruszy kto osy...
Tedy ja, widząc zawziątek takowy,
Nuż strzelbę chwalić. Żuk na to: «A pstrzyka
Niezgorzej! Z dziada mam ją, nieboszczyka.

Ojciec mój takoż strzelał z niej. Już z rodu
Kochamy się tak w łowiectwie, my, Żuki.
Com lisów natłukł, co wilków zamłodu
Tą kozią nogą![2] — Myślałem, że wnuki...

  1. Kij (dziurawy) — strzelba.
  2. Kozią nogą — tak kłusownik nazywa swą krótką strzelbę (aby ją łatwiej ukryć np. w rękawie).