Chłopy w śmiech, a on pilno patrzy w strony...
Po nich, jakoby uglądał, gdzie gore...
Wtem drzwi uskoczą i w tumult się ony
Pcha ciżba ludu, co przyszła w tę porę
Z gór. Tak zakrzykną razem: — «Pochwalony!» —
— «Na wieki!» — głosy odrzekną im skore.
— «Wy skąd?» — «Od Warty!»[1] — «My zasię od Wisły,
A my od Bugu». — Tu ręce się ścisły.
Kręcę ja głową. Obchodzę te chłopy,
Bo mi zanadto coś patrzą z niemiecka
Owe to kitle[2], lejbiki[3] i jopy...[4]
Czapki też insze, niż ta mazowiecka.
Ze wszystkiem idą psubratom[5] tym w tropy.
Tak myślę: «Ciasto-ć nasze. Jeno niecka
Cudza! A patrzcież, narody wy moje,
Jak to się do tła[6] odmieni, choć swoje!» —
W izbie szum. — «Dawnoż z domu wy?» — «Od roku
Chyba. — Spojrzeli po sobie — A będzie!»
Lecz naszym błysnął strach, jak iskra, w oku.
— «I nie na swojem jeszcze? Nie na grzędzie?»
A ci: — «Ej, łatwo na trok[7], ino z troku
Nie! To my tutaj obeszli precz wszędzie
Temi światami przez góry, przez doły...
Bab niema, to człek letki i wesoły». —
— «A Bóg-że was tu! — zawoła Jan Bania,
Podniósłszy ręce i oczy do nieba —
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 162.jpg
Ta strona została skorygowana.