Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 150.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I choć nie sami przedniejsi w niej chłopi,
Wszystkich w ognisty szmelc[1] swym żarem topi.

Więc gdy tak śmiercią dyszały te mury,
Na wiecznym progu gdy wszyscy stoimy,
Szwaby się od nas wyniosły na góry.
Nuż ognie palić smolne, kurzyć dymy;
Tak się rozwlokły nad nami te chmury
W słońcu, jak gdyby złote baldachimy,
A uczyniwszy od nas tę przegrodę,
Po jadło tylko schodzili i wodę.

Co bacząc, rzecze raz Przytuła: — «Braty!
A możeby my tak samo zrobili?
Po nieboszczykach popalić te szmaty,
I w góry! Choćby na jakie dwie mili...
Choćby w szałasach... To może zatraty
Ujdziem! U Szwabów mór równo nie tyli!»
Lecz go zakrzyczą: —«Ot, grzeszne gadanie!
Co ma być — będzie; co się ma stać — stanie!»

— «Będę się śmierci umykał z pod kosy,
Jak ta bylina[2] z pod sierpa uwrotem[3],
A ona i tak ułapi za włosy,
Choćbym się grodził fortecą, nie płotem.
A jak nam przyszło pociągnąć tu losy[4],
Kto rekrut, rekrut. Uciekać!... Co potem?
Śmierć raz sądzona. Więc niechaj się dzieje
Co chce! Niechaj ta już wszystko zmarnieje!»

Lecz choć tam człowiek tak stwardniał na duszy,
Jak zeschły rzemień, to precz mi się śniły

  1. Szmelc (niem.) — metal roztopiony; przen. stan podniecenia.
  2. Bylina — każda roślina zielna, chwast.
  3. Uwrot — zwrot ku dołowi, nachylenie się.
  4. Tam, gdzie jest więcej zdatnych popisowych, aniżeli potrzeba, los rozstrzyga, kto ma być rekrutem.