Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 084.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Więc jak w kościele, kiedy monstrancyją
Nad ludem wzniesie pleban od ołtarza,
Takie z tej siwej głowy blaski biją,
Taka z niej skrucha idzie i przeraża.
A morze huczy swoją litaniją,
W której się wielki jeden jęk powtarza,
Jęk, co był słyszan od początku ziemi:
...«Zmiłuj się, Panie, nad nami nędznemi!»
...............

Dzień ten był wesół i syty pospołu,
Bo pod równikiem nikt postem nie suszy,
Że ostatniego bić mieli dziś wołu,
Więc się biedakom co nieco okruszy...
Lud już upragnął świeżego żywiołu[1],
Bo na ziemniakach przez pół wyzbył duszy,
Wół w dobrem mięsie był, nie stary jeszcze,
A znać czuł cości, bo skórą szły dreszcze.

Z krótkim porykiem obracał za siebie
Łeb płaski, jakby czego szukał okiem...
Może skrzypiących pługów w ciężkiej glebie
Co sznurem ciągną po polu szerokiem,
Może tych jarów, gdzie kwiat się kolebie,
Nakryty srebrnych tumanów obłokiem,
Może łąk, gdzie się odbiwszy od stada,
W bród jałowica do paszni[2] zapada.

Boć i to bydlę ma swoje tęsknoty
I swoje wielkie, ciche zadumania.
Postają wolce, a patrzą w świt złoty,
Kiedy je oracz uwrotem[3] zagania.

  1. Żywioł, pożywioł (gw.) — pożywienie, żywność.
  2. Pasznia — pastwisko.
  3. Uwrot, uwrocie — koniec zagona lub stajanka.