Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 080.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Radzim my tedy; to ten, to ów słowo
Dorzuci, zwykle jak w ludzkiej gawędzie...
Lecz Opacz puszcza dym i kręci głową:
— «Nie tak to robi się! Nie tak to będzie!
No wyjdzie przykaz, że wsio jednakowo:
Łby strzyc, mieć szyniel i kwas jadać wszędzie!
Kto nie usłucha, w tiurmę i nahajka!
Tak równość zrobi się! A reszta bajka».

Wtem Magier huknie, niby z butla piwo:
— «Co tu i gadać o jakiejś równości!
Nie będzie szlachcic przyrównan, jak żywo,
Ani łykowi, ni chamskiej tej kości!» —
A na to Żdżarski, spojrzawszy się krzywo:
— «Milcz Waść! Szlachectwo nie ścierka Waszmości,
Żebyś niem gębę raz po raz szorował.
Klejnot jest. Krwawnik. Krwią ziemię farbował».

A Magier: — «Co mi tu, Wasze!...» — I świsnął,
Jak nadeptany na ogon padalec.
Lecz suchy szlachcic wyciągnął garść, ścisnął,
I utkwił w niego kościsty swój palec.
— «Fałszerz!» — rzekł głośno i okiem zabłysnął.
On skoczy, kija chwyciwszy kawalec,
Jak ryś z gałęzi, gdy się zapamięta,
Bełkocąc tylko: — «Doku... doku... menta!...

Pokaż mi, Wasze, na to dokumenta,
Bo o obelgę pozwę... infamiję!...»
Myślałem, szlag go trafi w te momenta,
Gdyż kark miał byczy, a zbyt krótką szyję.
Ale koścista ręka wyciągnięta
Suchym weń palcem godzi, jak w cel bije.
— «Fałszerz!» — powtórzył zimno. — «Ja... do sądu!... —
Wrzasł Magier — Świadki!» — A ów: — «Czekaj lądu.