Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

65.  Przez doświadczoną wprawione mistrzynię,
Tak w rozproszeniu po dolinie błądzą,
Wiedząc, iż chłód ich na rycerzy wpłynie,
Aby tém żywszą zapłonęli żądzą.
Są, — co w harmonję form ufne jedynie —
I co się na to dość pięknemi sądzą,
Aby bez osłon na prześlicznych ciałach,
Kąpać się nago w przezroczych kryształach.

66.  A marynarze za ziemią stęsknieni,
Już się wybrali na wyspy wybrzeże,
I polowania nadzieją znęceni,
Do leśnych łowów gotują się szczerze;
Ach, nie wiedzieli, jak będą zdumieni!
Ze na nic arkan, na nic im obierze,
Bo inna zdobycz, bo czary i wdzięki,
Czekają na nich z Erycyny ręki.

67.  Ufni w swe kusze i muszkiety celne,
Z których się wkrótce nie jeden strzał pośle,
Gotując łaniom pociski śmiertelne,
Jedni się śmiało rzucają w zarośle,
Innych cień nęci i ścieżki udzielne
Śród ciemnych gajów wybujałych wzniośle,
I kręte strugi, co cicho, uroczo,
Po srebrnych żwirach na łąkę się toczą.

68.  Wtém między drzewy mignęły kolory,
Wpośród zieleni coś nagle zaświeci;
A wzrok rycerzy mógł wydać sąd skory,
Iż to nie barwy róż, ni innych kwieci;
Lecz miękka wełna, jedwab’ różnowzory,
Strój, co podnosi wdzięk i miłość nieci,
Więc go przywdziewać zwykły ludzkie róże,
Chcąc sztucznym wdziękiem przyjść w pomoc naturze.

69.  Velloso zdumion radośnie wykrzyka:
„O towarzysze, dziwneż tutaj łowy!
Jeśli się bóstwa na ziemi spotyka,
Jak w dawne wieki — to im te dąbrowy
Służą. — Zaiste, umysł śmiertelnika,
Co chwila jakiś dziw odsłania nowy;
I tysiąc cudów nieraz zazdrościwa
Przed niebacznemi przyroda ukrywa.