Strona:PL Lord Lister -93- Żółty proszek.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to wam opisywałem. Proszę, wejdźcie do środka, chłopcy!
Wahając się nieco przy przekraczaniu progu, pięciu mężczyzn weszło do stalowej komnaty. Czerwone ściany oświetlone ostrym światłem żarówek czyniły przykre wrażenie. Fowler wsunął rękę za grube portiery, które całkowicie zdawały się zakrywać okno. Po chwili znalazł to, czego szukał: pociągnął za rączkę niewidzialnej dźwigni i w tej samej chwili w ścianie ukazała się szczelina o szerokości dwuch i długości pięciu decymetrów Szczelina ta przypominała trochę otwór skrzynki do listów. Fowler wsunął rękę i po chwili wyciągnął ostrożnie kryształowe naczynie, wypełnione po brzegi szafranowo-żółtym proszkiem.
Mężczyźni mimowoli cofnęli się do tyłu.
— Oto mój wynalazek, towarzysze — rzekł Fowler.
Na twarzy jego ukazał się wyraz dumy.
— Proszę się nie obawiać — dodał po chwili z uśmiechem. — Dopóki proszek ten wystawiony jest na działanie normalnej temperatury, dopóty nie wykazuje żadnego szkodliwego działania. Możnaby go nawet jeść, nie psując sobie żołądka. Ale jeśli podwyższymy temperaturę... wówczas pokaże, co potrafi...
Ustawił z powrotem naczynie na tym samym miejscu, zamknął drzwi, zaciągnął starannie rolety i zwrócił się do obecnych:
— Tym razem przedmiotem naszego doświadczenia będzie pies... Zapewniam was, że los tego psa nie jest godny zazdrości! Musicie sobie wyobrazić zamiast niego człowieka: Gdy tylko Raffles znajdzie się w obrębie tej komnaty, zamknę drzwi... Poczekajcie chwilę, zaraz do was wrócę — dodał.
Wyszedł z pokoju. Kapitanowie pozostali w środku, spoglądając na siebie z pewnym niepokojem.
Fowler wrócił po kilku minutach, prowadząc ze sobą duńskiego doga. Biedne zwierzę skakało wesoło, nieświadome tego, co czekało je w najbliższej przyszłości.
Fowler zamknął psa w stalowej komnacie. Wszyscy obecni znaleźli się na korytarzu.
— Za mną, kapitanowie — rzekł Fowler, zamknąwszy ciężkie zasuwy. — Za chwilę zobaczymy ciekawe „widowisko“.
Minęli korytarz i poczęli wspinać się po dość stromych schodach.
Wkrótce znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu oświetlonym słabą lampą elektryczną. Na jednej ze ścian widać było drewnianą rączkę jakiegoś męchanizmu. Fowler podniósł ją w górę.
— Puściłem w ruch instalację elektryczną — rzekł tonem wyjaśnienia. — Poczynając od tej chwili, metalowe ściany zaczynają się rozgrzewać.
Nowe poruszenie drewnianej rączki i w środku podłogi ukazał się niewielki opatrzony szkłami otwór, przypominający kształtem lornetkę.
— Znajdujemy się w odległości 20 metrów od sufitu stalowej komnaty. Odległość ta, oraz warstwa grubego betonu, połączonego z azbestem, zabezpieczają nas całkowicie przed gorącem.
— Nie wyobrażam sobie, abyśmy mogli objąć wzrokiem całość pokoju przez ten niewielki otwór — odezwał się znów Hansen z powątpiewaniem.
— Zastosowałem tu skomplikowany system soczewek i luster — odparł Fowler. — Moja luneta nie biegnie prosto, ale załamuje się pod określonymi kątami. Możecie się przekonać, że widać przez nią cały pokój znakomicie.
Głowy pięciu kapitanów pochyliły się kolejno.
Duński dog kręcił się niespokojnie po stalowej komnacie... Widocznie tęsknił za obecnością ludzi i od czasu do czasu płaczliwym skomleniem objawiał swój smutek. Widząc wreszcie, że skargi jego pozostają bez echa, położył się na ziemi i wyciągnął przednie łapy. Przez kilka chwil leżał prawie nieruchomo. Fowler spojrzał na zegarek.
— Za chwilę wstąpi w niego nowe życie — rzekł z okrutnym uśmiechem.
Słowa jego sprawdziły się. Po upływie kwadransa pies podniósł nagle głowę, obiegł kilkakrotnie cały pokój i począł ujadać gwałtownie.
— Nic dziwnego — rzekł Fowler. — Temperatura stalowych ścian dochodzi obecnie do stu stopni.
Biedny pies pędził dokoła pokoju, jak oszalały. Wkrótce zbrakło mu sił i legł bezwładnie na ziemi.
Wówczas stała się rzecz dziwna. Patrzącym na tę okrutną scenę zdawało się w pierwszej chwili, że pies poczyna się rozpływać w ich oczach. Ciało jego wyciągnęło się nadmiernie i po przez skórę poczęły wyglądać kości. Nagle za plecami Fowlera rozległ się ostry przeciągły śmiech. Hansen obejrzał się zdumiony. Śmiech nie ustawał...
Hansen zatrząsł się ze zgrozy: zrozumiał, że nieszczęśliwy nagle postradał zmysły. Człowiekiem tym był Derrick Ransom, jeden z kapitanów bandy.

Zaproszenie

To, co Bernard Fowler opowiedział swym towarzyszom owej niezapomnianej nocy, było prawdą.
Raffles istotnie współdziałał z milionerem Kaldrupem w sprawie zwalczania Bandy Upiornego Oka. Od czasu do czasu odwiedzał swego możnego przyjaciela, który, obawiając się zemsty bandytów, ukrywał się w małym miasteczku na pograniczu Texasu. W czasie jednej z tych wizyt zauważył go szpieg Fowlera i począł go śledzić... Nie opuścił go ani na krok, w czasie jego powrotu do New-Yorku i tam stwierdził, że Raffles pod nazwiskiem Jamesa Hudderfielda mieszka w jednym z najelegantszych hoteli na Piątej Ulicy.
Fowler nie należał do ludzi odkładających do jutra wykonanie swych planów. Postarał się natychmiast o nawiązanie kontaktu z owym tajemniczym Jamesem Hudderfieldem. Udało mu się to łatwo. Znajomość zawarta została na polu wyścigowym...
Wyścigi, ostatnie w tym sezonie — zgromadziły całą elitę towarzyską New Yorku. Fowler wśród panów towarzyszących Rafflesowi spostrzegł swego dobrego znajomego z klubu. Zbliżył się więc do tej grupy i wszczął pogawędkę na temat koni. Przyjaciel nie omieszkał przedstawić go stojącemu obok Jamesowi Hudderfieldowi. Był to mężczyzna w średnim wieku z mocno wystającym brzuszkiem i złotych okularach na dużym niekształtnym nosie... W sferach towarzyskich uchodził za bogatego giełdziarza, który dorobił się majątku na szczęśliwych spekulacjach. Fowler nie domyśliłby się nigdy, patrząc na tego dobrodusznego jegomościa, że jest to ten sam człowiek, który dał się tak mocno we znaki bandzie Upiornego Oka. Wiedział jednak, że Raffles posiadł umiejętność charakteryzowania w stopniu takim, jak nikt na świecie i przeto nie dziwiła go ta nowa jego transformacja.
Między obydwu panami nawiązała się szybko nić sympatii.