Strona:PL Lord Lister -93- Żółty proszek.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podłodze jakaś bezkształtna masa... Śmiejecie się? Sądzicie, że mówię nieprawdę. Przekonacie się wkrótce... W międzyczasie temperatura ścian wzrasta i staje się to, co się stać musiało... Szczątki naszego gościa zamieniają się na popiół... Cała procedura odbywa się znacznie szybciej, niż w krematorium.
Fowler tak się przejął swym opowiadaniem, że papieros wypadł mu z ręki... Zapalił drugiego i począł dalej rozwijać swój szatański plan...
— Przy 200 stopniach obicia ścian odpadają... Przy 300 rozpada się umeblowanie... Przy 1000 rozpoczyna się proces spopielania! W pół godziny później nie ma już śladu ani z odzienia naszej ofiary ani z obuwia... Jeszcze kilka chwil i na stalowej podłodze leży już tylko kupka szarego prochu. Żaden chemik nie zdoła w prochu tym odnaleźć zawartości spopielonych części ludzkich lub zwierzęcych! I cóż powiecie do mojego wynalazku?
Przerwał, czekając na efekt swych słów.
Jak zwykle, pierwszy odezwał się Hansen.
— Jakże to możliwe, że ściany stalowe nie topią się przy tak wysokiej temperaturze? — zapytał. — Zawsze sądziłem, że punkt topliwości stali wynosi od 600 do 700 sopni.
— Zwykłej stali, chciałeś dodać, mój przyjacielu — odparł z uśmiechem Fowler. — Ale moje ściany zrobione są ze stali chromowej z domieszką pewnego chemicznego produktu, którego skład jest moją wyłączną tajemnicą... O ile wiem, w chwili obecnej dwaj Francuzi pracują nad podobnym wynalazkiem... Owa stal prasowana na kształt grubych płyt, jest z punktu widzenia praktycznego zupełnie nietopliwa... Czy jeszcze masz jakieś pytanie, Hansen?
— Jak długo trwa ta procedura?
— Od chwili zamknięcia aż do całkowitego „zniszczenia materii“, je‘li mi wolno tak się wyrazić — około trzech godzin...
— Przypuśćmy, że w trakcie tego nadejdzie policja i rozpocznie rewizję?
— Niech przyjdzie! Komnata stalowa położona jest tak, że niełatwo ją znaleźć. Droga wiodąca do niej, może być w każdej chwili odcięta...
— Zdradzić ją musi niezwykle wysoka temperatura, panująca w komnacie...
— Mylicie się... Temperatura nie przedostanie się nazewnątrz, ponieważ ściany izolowane są grubą powłoką azbestu, a następnie podkładem żelazobetonu.
— Całe dni upłyną, zanim temperatura wewnątrz komnaty obniży się do tego stopnia, aby można było wejść do środka... Tymczasem niebezpieczne szczątki będą leżały sobie spokojnie na podłodze.
— Dzięki wynalezionemu przeze mnie systemowi wentylacji komnata ochładza się w ciągu jednej godziny. Ale gdyby nawet tak nie było, cóż to ma za znaczenie.
— Policja mogłaby natrafić na jej ślad i interesować się jej przeznaczeniem... Może poddać badaniu chemicznemu znaleziony popiół.
— O to bądź spokojny! Nawet najdokładniejsza analiza nie odnajdzie w tym popiele szczątków ludzkich czy zwierzęcych... Żaden sędzia na tej zasadzie nie odnajdzie winnego. Czy pamiętacie sprawę Landru? Tam przynajmniej sędzia miał dowód w postaci notatnika z nazwiskami, które naprowadziły go na ślad... My postępujmy sprytniej! John Raffles zniknie z powierzchni tej ziemi bez śladu i nikt nie dowiedzie nam winy! Mój plan jest bez zarzutu, o czym sami przekonacie się za chwilę.
Zebrani spojrzeli na siebie z przerażeniem:
— Czyżby między nami znajdował się ktoś, kogo... — szepnął jeden z nich.
Nie śmieli dokończyć rozpoczętego zdania.
— Uspokójcie się — odparł z uśmiechem Fowler. — Próby swoje przeprowadzam nie na ludziach, a na zwierzętach. Do tego celu służą psy, króliki i świnki morskie... Proszę za mną!
Pięciu mężczyzn szybko powstało ze swych miejsc. W milczeniu opuścili pokój, w którym odbywało się posiedzenie i ruszyli w ślad za naczelnikiem. Minęli starą sklepioną piwnicę z olbrzymim kranem pożarowym i zapuścili się w głąb długiego jasno oświetlonego korytarza, wyłożonego gładkimi kaflami.
Fowler minął miejsce, w którym ukryte były w ścianie drzwi, prowadzące do jego pałacu i poszedł dalej... Po chwili zatrzymali się przed ślepym murem, który zdawał się zamykać przejście. Było to złudzenie: Fowler schylił się, wyjął z kieszeni coś, co przypominało wyjątkowo cienki nóż i włożył jego ostrze w ledwie dostrzegalną szczelinę. W tej chwili w napozór jednolitej ścianie zarysowały się kontury drzwi, które otwarły się przed zdumionymi członkami bandy. Drzwi te przypominały średniowieczne odrzwia przy zwodzonych mostach. Ukryty w ścianie mechanizm wprawiał w ruch dźwignię, która podnosiła je do góry. Mężczyźni, pochylając się lekko, minęli próg...
Gdy wszyscy znaleźli się w ciemnym tunelu, Fowler, który szedł ostatni, pchnął nogą ciężkie drzwi. Zamknęły się one za nimi z głuchym trzaskiem. Posuwali się naprzód w zupełnych prawie ciemnościach. Drogę znaczyło słabe światełko latarki Fowlera. Po upływie pięciu minut zatrzymali się.
— Jesteśmy już teraz na terenie mojego pałacu — szepnął cicho Fowler. — Komnata stalowa znajduje się już blisko.
Podniósł latarkę do góry. Ukazały się żelazne kręcone schody. Za przykładem Fowlera cała piątka poczęła ostrożnie schodzić w dół. Zatrzymali się wreszcie przed mocnymi drzwiami, obitymi żelazem.
— Posuwamy się wciąż wzdłuż ścian mego stalowego więzienia — rzekł główny kapitan. — A teraz uwaga!
Światło elektrycznej latarki padło na zniszczony dywan, którym wyłożona była podłoga dość długiego korytarza. Korytarz ten robił wrażenie przejścia pomiędzy zamieszkałą a niezamieszkałą częścią domu. Na ścianach wisiały tanie obrazki w złoconych ramkach... Fowler stuknął palcem w drzwi.
— Któżby odgadł, że są one ze stali? — zapytał. — Nikt. Dają odgłos, jak gdyby były drewniane... A jednak te drzwi prowadzą do stalowej komnaty.
Przekręcił klucz w zamku. Drzwi otwarły się. Fowler zapalił elektryczne światło. Oczom obecnych ukazał się niewielki pokój, którego ściany obite były ciemną, czerwoną tapetą. Podłogę okrywał puszysty dywan tej samej barwy. W pokoju tym brak było mebli.
— Dla zwykłych prób nie warto mi niszczeć umeblowania — dodał Fowler tonem wyjaśnienia. — Mogę was zapewnić, że w dniu „wielkiego przedstawienia“ — dekoracja będzie wyglądała tak, jak