Strona:PL Lord Lister -88- Tajny dokument.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ależ on mi jest koniecznie potrzebny... Sama nie dam sobie z tym wszystkim rady — żaliła się lady Wolwerton. — Należy natychmiast obudzić wszystkich gości, którzy śpią... Sprawdzimy czy ten łotr nie popełnił jeszcze i innych kradzieży. Johnson — zwróciła się do służącego — zadzwoń natychmiast po policję z Richmond! Mój Boże, że też podobne nieszczęście musiało się wydarzyć pod moim dachem!
Mówiąc to, spoglądała na Mayflowera z takim wyrzutem, jak gdyby on właśnie był winien wszystkiemu.
Stary pałac Wolwertonów rozbrzmiewał złorzeczeniami i płaczem. Tymczasem człowiek, który dotychczas ukrywał się wśród murów prawego skrzydła pałacu, wysunął się ostrożnie naprzód. Z iście kocią zręcznością okrążył bezszelestnie narożnik i przez otwarte okno wślizgnął się do środka.
Szybko wbiegł po schodach na górę i otworzył drzwi jakiegoś pokoju. Był to Raffles.
Mimo zarządzonego pościgu, Tajemniczy Nieznajomy ważył się na ten szaleńczy krok. Nie należał do ludzi, którzy łatwo wyrzekają się swego łupu. Raffles schował ciężki worek z diamentami, perłami i innymi kosztownościami w bezpiecznym miejscu i zamierzał po upływie godziny wrócić po nie wraz z Brandem... Tymczasem los zrządził inaczej. Niespodziane pojawienie się autentycznego Mayflowera — pokrzyżowało wszystkie jego plany...
Mimo to, ciężki worek znów znalazł się w jego ręku. Raffles właśnie rozpoczął drogę powrotną, gdy nagle stanął w miejscu, jak wryty. Znajdował się w tej chwili na starych kręconych schodach. Schodów tych nikt nie używał oddawna, przeto panowały tam kompletne ciemności... Raffles przechylił się przez żelazną poręcz:
Z miejsca, w którym stał, widać było część korytarza na trzecim piętrze, gdzie mieściły się apartamenty hrabiego Drexlera.
Słychać było odgłosy zbliżających się kroków. Do uszu Rafflesa doszły słowa lady, zwrócone do służącego Johnsona:
— Prędzej!... — Ruszcie się... Powinniście byli od razu pomyśleć o zawiadomieniu mego brata.
Rozległ się trzask otwieranych drzwi i zmieszane głosy, które wołały:
— Proszę wstać!... Włamywacze zakradli się do pałacu!... Proszę sprawdzić, czy państwu czegoś nie skradziono!...
Wezwaniu temu odpowiedziały zawodzenia i narzekania okradzionych kobiet, które nagle wyrwane ze snu, stwierdziły z przykrością, że padły ofiarą kradzieży. Nad wszystkimi górował głos lady, wołający niecierpliwie:
— Nie rozumiem, gdzie się Douglas mógł podziać!... Czy nikt nie widział mojego brata?
— Czy brat lady nie udał się na spoczynek? — zapytał głos, który Raffles pozna od razu..
Był to bowiem głos jego sobowtóra Mayflowera.
— Na spoczynek? O kwadrans przed dwunastą? Nie, to niemożliwe!... W każdym razie musimy się o tym przekonać.
Rozległo się pukanie do drzwi.
— Czy śpisz, Douglasie? — ozwał się głos lady. — Obudź się natychmiast. Czy mnie słyszysz?
Wezwaniu temu odpowiedziało milczenie... Ktoś chwycił za klamkę, po czym zawołał ze zdumieniem.
— Cóż to ma. znaczyć? Drzwi zamknięte są na klucz... Hrabia Drexler musi być w swym pokoju....
Poczęto dobijać się do drzwi.
Kilka silnych pięści zaatakowało drewniane filongi.
— Musimy sprawdzić co to znaczy! — ozwał się jakiś męski głos. — Zejdźcie z drogi!...
Tego, co się później stało, Raffles ze swego miejsca dojrzeć już nie mógł. Usłyszał tylko trzask wyłamywanych drzwi, po czym rozległ się przeraźliwy krzyk kobiecy.
— Boże wielki... Mój brat... Douglas! Co się z nim stało?! Czy umarł?
— Na szczęście, jest tylko nieprzytomny, mylady — odparł ktoś uspokajająco. — Proszę posłuchać, jak oddycha... Widać, że biesiadowano w tym pokoju. Ale co to takiego? Złodziej widać i tutaj operował... Proszę spojrzeć: biurko zostało siłą otwarte...
Zapanowało milczenie. Wreszcie rozległ się drżący głos lady:
— Mój brat jest zgubiony... W tym biurku przechowywał on projekt, traktatu, który powierzono jego pieczy. Jutro rano miał go odesłać z powrotem wraz ze swą opinią. Mój Boże, cóż my teraz poczniemy?
Na dźwięk tych słów Raffles cofnął się ze zdumieniem. Po chwili uderzył się dłonią w czoło.
— Tajny dokument... Lola Ravenna... Człowiek za żywopłotem... O godzinie dwunastej przy starej bramie!
Ześlizgnął się jak cień po nieoświetlonych schodach i zniknął w głębi korytarza Zbliżył się do otwartego okna, przez które dostał się do środka. Tuż obok niego znajdowała się rynna. Raffles opuścił się po niej aż do wysokości pierwszego piętra, po czym przeskoczył na balkon, a z balkonu po występach muru zeszedł na dół.
Wkrótce po tym zniknął w mroku nocy, jak duch.

Przy starej bramie o północy

Pięć minut przed godziną dwunastą Lola Ravenna biegła szybko ścieżką.
Nie nosiła na sobie wspaniałej toalety, w której Raffles widział ją przy stole, ani też białego wieczorowego płaszcza... Otuliła się szczelnie skromnym deszczowym paltem i na oczy nasunęła mały filcowy kapelusz. Pod pachą ściskała ciemną torebkę.
Ścieżka opisując szeroki luk wiodła aż do furtki ogrodowej. Tą furtą wchodzili do pałacu goście, którzy przybywali autami z Londynu.
Furtka była zamknięta na klucz. Lola wyjęła z kieszeni swego płaszcza pęk kluczy i szybko wybrała jeden z nich. Zamek ustąpił, furtka stała otworem.
Noc była ciemna, księżyc schował się za obłoki. Szosę oświetlały słabo dość rzadko rozmieszczone elektryczne lampy.
Lola zatrzymała się przez chwilę, rozglądając się podejrzliwie dokoła, po czym ruszyła szybkim krokiem naprzód. Niespełna osiemdziesiąt kroków dzieliło ją od nieużywanej od dawna starej bramy parkowej. Szybko minęła tę przestrzeń i nagle znalazła się w kręgu światła reflektora. Tuż obok bramy stała potężna szara maszyna. Wspólnik jej siedział przy kierownicy.
Kobieta zbliżyła się do auta.
— Jestem Geraldzie — szepnęła cicho
— Udało ci się? — zapytał mężczyzna.
Kryjąc swą twarz w ciemnościach uważnie przyglądał się rysom twarzy, która znalazła się w kręgu światła.