Strona:PL Lord Lister -88- Tajny dokument.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zażegnać katastrofę. Złodziej musi znajdować się jeszcze gdzieś w pobliżu.
Lady wstała, aby udać się do telefonu... W połowie drogi zatrzymał ją przeraźliwy okrzyk Mayflowera, stojącego w drzwiach zielonego salonu. Ze zdumieniem spostrzegła, że lewą ręką wskazywał na mężczyznę znajdującego się na galerii, biegnącej wzdłuż jednej ze ścian hallu i łączącej oba skrzydła monumentalnych schodów.
Mężczyzna ten, zwabiony widocznie zamieszaniem, które zapanowało w pałacu, był prawdziwym sobowtórem Mayflowera.
Początkowo nie rozumiał sceny, która rozgrywała się na dole... Przez chwilę stał nieruchomo, po czym rzucił zapalonego papierosa i szepnął do siebie półgłosem.
— Do wszystkich diabłów... A to niemiłe spotkanie!

Tajny dokument

Sytuacja nie pozwalała Rafflesowi zastanawiać się długo i bezskutecznie nad pytaniem, w jaki sposób prawdziwy Mayflower znalazł się niespodzianie w zamku. Wystarczyło, że był i ten fakt zmuszał Rafflesa do jak najszybszego działania.
Byłoby mu o wiele wygodniej wymknąć się niepostrzeżenie z tego domu, gdyż Raffles dokonał swego dzieła dwie godziny temu, gdyby nie nagłe zjawienie się prawdziwego Mayflowera, które pokrzyżowało mu wszystkie plany. Raffles spojrzał w lewo i w prawo. Widok, jaki roztoczył się przed nim nie był bynajmniej uspokajający. Korytarz znajdujący się po lewej jego ręce pełen był kobiet, spoglądających na niego ciekawie i nieprzyjaźnie, za nim stała grupka panów... Z prawej strony sytuacja przedstawiała się nie lepiej: w ciemnym korytarzu rysowały się sylwetki ośmiu mężczyzn... Za nimi widać było służbę domową, uzbrojoną we wszystko, co można było na prędce udźwignąć, poczynając od ostrych szablisk i antycznej zbroi, a kończąc na toporze i nożu kuchennym... Nie brak było chłopca stajennego z biczem i ogrodnika z cepem w ręku.
Raffles powziął błyskawiczne postanowienie: jedyną szansą ucieczki był hall. Raffles szybko przełożył najpierw jedną, a potem drugą nogę przez poręcz schodów i zjechał na dół... Gdy znalazł się na wysokości dwóch metrów ponad podłogą hallu, zeskoczył nagle wprost na stojącego obok lady Wolwerton Mayflowera... Mayflower przewrócił się jak długi na ziemię. Raffles trącił go nogą i w dwóch susach znalazł się w otwartych drzwiach, wychodzących na ogród.
Skręcił na prawo... Orientował się bowiem, że nie wolno mu biec po prostej linii. Z otwartych drzwi jasno oświetlonego hallu padała na trawnik smuga światła. Gdyby biegł po tej linii, sylwetka jego widoczna byłaby z daleka.
Raffles zniknął. Przepadł jak kamień w wodę.
Ścigający zatrzymali się w miejscu... W zamieszaniu nie zwrócili uwagi na to, że na szosie za parkanem zatrzymało się jakieś auto.
Wybiła północ.
Lady Wolwerton wybiegła na spotkanie ludzi, którzy udali się na poszukiwanie Rafflesa.
— Schwytaliście go? — zapytała, stojąc w progu.
— Niestety, mylady... Rozpłynął się chyba w powietrzu... Obawiamy się, że uciekł przygotowanym poprzednio autem..
Lady przycisnęła rękę ’do serca. Zbyt wieli wrażeń doznała w ciągu ostatnich kilku godzin. Czuła wzbierającą w sobie złość... Aby dać upust uczuciu bezsilnego gniewu, zwróciła się w strong Mayflowera, który nie odstępował jej ani na krok.
— Czy zechce mi pan wyjaśnić, jak to się stało, że ten człowiek zdołał podszyć się pod pańskie nazwiśko? — wybuchnęła wreszcie. — Czy oddał mu pan swoją kartę z zaproszeniem?
— Ależ, mylady, skądże? — zawołał Mayflower z oburzeniem. — Zaproszenie mam jeszcze przy sobie w portfelu. Proszę, niech się pani sama przekona.
Z trudem wyjął lewą ręką portfel z wewnętrznej kieszeni marynarki. Oczom zdumionej pani domu i jej gości ukazała się gruba karta ze złoconymi brzegami.
„Lady Wolwerton ma zaszczyt prosić sir Archibalda Mayflowera wraz z małżonką na zabawę ogrodową, mającą się odbyć na Wolwerton-Castle...“
Karta była drukowana, tylko nazwisko i data wypisane były ręką.
Lady przez chwilę spoglądała na nią nieruchomo, jak gdyby oczekując wyjaśnienia zagadki. Poszukała wzrokiem kogoś ze służby.
— Czy to ty stałeś u głównej bramy, Johnson! — zapytała ostro.
— Tak jest, mylady.
— Przypomnij sobie, czy wpuściłeś kogoś, kto był podobny do tego pana? Zbliż się i przypatrz mu się dobrze!
Johnson wysunął się naprzód i spojrzał uważnie na Mayflowera.
— Trudno powiedzieć, że był podobny, skoro to był z całą pewnością ten sam pan — odparł. — Mogę dać głowę za to...
— Naprawdę?! Pewien jesteś, że to ten sam! — powtórzyła mylady z ironią. — A czy wręczył wam kartę?
— Nikogo nie przepuściliśmy bez zaproszenia, mylady — odparł służący urażonym tonem. — Dokładnie zastosowaliśmy się do otrzymanych poleceń.
— Zjawiła się pewna młoda dama, która ze łzami w oczach zapewniała nas, że zgubiła swoją kartę... Ale myśmy byli bezwzględni. Kazaliśmy biedactwu wracać, skąd przyszło...
— Pokażcie więc tę kartę — zawołała mylady niecierpliwie.
— Na szczęście mam ją przy sobie — ozwał się drugi służący. — Oto ona.
Lady przyjrzała się karcie, bliźniaczo podobnej do poprzedniej.
— Mam — zawołała z tryumfem.
Karta wręczona jej przez Mayflowera wypełniona była lekko fioletowym atramentem.
— Pańskie zaproszenie jest sfałszowane, Mayflower — rzekła. — Nigdy w życiu nie używałam fioletowego atramentu. — I cóż pan na to?
Mayflower wzruszył ramionami.
— Nic... Sam nie rozumiem, w jaki sposób to się stało?... Musiał mi ktoś wykraść oryginał.
— Im dalej, tym lepiej — przerwała mu lady. — Mamy więc do czynienia nie tylko ze złodziejem kosztowności ale i fałszerzem! Musimy natychmiast odnaleźć mego brata... Trzeba raz z tym zrobić porządek... Czyście go nie znaleźli?
Mimo zarządzonych poszukiwań w ogrodzie, nikt nie trafił dotąd na ślad hrabiego.