Strona:PL Lord Lister -76- Moloch.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przyznaję, że nieświadomość ta posiada bardzo dużo dodatnich stron — przerwał mu Tydall — teraz jednak okoliczności są tego rodzaju, że utrzymanie tej zasady jest zupełnie niemożliwe. Wszyscy rozumiemy grozę sytuacji. Zebrało nas się tu kilkunastu członków, wśród których znajduje się sześciu poruczników i jeden kapitan... Uważam, że możemy powziąć wiążące postanowienia. Jeśliby decyzja nasza nie zastała przez pozostałych członków zatwierdzona, wtedy przeprowadzimy nowe wybory.
Wszyscy w milczeniu potakiwali:
— Uznajmy więc tę sprawę za chwilowo załatwioną — rzekł Farrell. — Musisz jednak przedstawić nam swój plan działania i musisz wysłuchać naszych krytycznych uwag.
— Rozumie się — zgodził się Tydall.
Opuścił swój ciemny kąt i wyprostował się. Był to człowiek mierzący około sześciu stóp wysokości, lecz dziwnie szczupły. Zbliżył się do grupy, siedzącej przy stole, i rzekł:
— Mój plan jest prosty. Najpierw obowiązek, a potem przyjemność. Mam tu na myśli konieczność przebudowy związku. Dopiero po tym będziemy mogli zabrać się do Johna Rafflesa. Zamierzam zebrać kilku ludzi... Czy nie słyszeliście o niejakim Thomasie Harrisie? Od dwóch mesięcy mieszka on w New Yorku. Jest to bogacz, który majątek swój zdobył w sposób nieczysty. Ale mniejsza, jaką drogą doszedł on do pieniędzy... Nas w każdym razie ta sprawa nic a nic nie obchodzi. Zrobiłem wstępną ankietę na jego temat i wiem, że należy on do gatunku ludzi, którzy swój spokój i bezpieczeństwo chętnie okupią pół milionem dolarów. Jeśli prócz tego znajdziemy w jego kasie pieniądze, będzie to dla nas doskonała gratka. Gdy New York zobaczy, że nasze groźby są realizowane, praca nasza da lepsze wyniki. Opracowałem ten plan w najdrobniejszych szczegółach i uważam, że należy w jak najszybszym czasie przystąpić do jego zrealizowania.
— Myślisz o włamaniu? — zapytał Farrell, w którego oczach zalśniły ognie chciwości.
— Chwilowo nie może być mowy o żadnym włamaniu — odparł nowy wódz. — To zbyt niebezpieczne. Musimy o te pieniądze poprosić — ale w taki sposób, aby zrozumiał, że koniecznie trzeba je zapłacić. Na szczęście policja nie natrafiła jeszcze na żadną z naszych kryjówek. Będzie można w jednej z nich gromadzić odpowiednie środki, które pozwolą nam zmusić tego człowieka do czynienia rzeczy, którychby wolał uniknąć. Wątpię bowiem, czy znajdzie się ktoś, kto z prawdziwą przyjemnością wypłaciłby pół miliona dolarów.
Skończył właśnie mówić, gdy nagle odezwał się telefon. Farrell, który stał najbliżej, podniósł słuchawkę.
Ironiczny uśmieszek pojawił się na jego obliczu:
— Wiadomość z naszej głównej kwatery! — rzekł do Tydalla, trzymając słuchawkę telefoniczną w ręce. — Porucznik Lary Jumper został wybrany na stanowisko głównego wodza!

Zbieg okoliczności

Raffles zapalając papierosa, zagadnął swego przyjaciela Charleya Branda, który czytał właśnie gazetę.
— Co piszą o naszych kochanych przeciwnikach?
— To, co było do przewidzenia — odparł Charley. — Banda „Upiornego Oka“ została zniszczona ostatecznie... Zwycięstwo to przypisują wszystkie gazety pewnemu tajemniczemu osobnikowi, dobrze znanemu policji londyńskiej. Cała prasa przyznaje jednogłośnie, że bez jego pomocy policja nie zdołałaby w tak krótkim czasie dokonać tego trudnego dzieła...
— Radość ta jest trochę przedwczesna — odparł Raffles, marszcząc brwi. — Trudno jest mówić jeszcze o zupełnym zniszczeniu bandy. Osłabiliśmy coprawda wroga, ale zostawiliśmy go jeszcze przy życiu.
— Przecież Moloch zniknął — odparł Brand.
— Będzie nowy...
— Kobieta z błękitnymi oczami, owa Bianca Kirylew, skazana została na piętnaście lat więzienia!
— Zastąpi ją prawdopodobnie jakaś inna, być może jeszcze groźniejsza.
— Ten sam los spotkał przecież dziesięciu, czy dwunastu kapitanów bandy...
— Pozostało ich jednak na wolności pięciu, czy sześciu...
— Sama banda uległa dezorganizacji.
— Można ją przecież zreorganizować
— Brak im pieniędzy...
— Zdobędą je bardzo łatwo... Czy nie widzisz tego, że wróg, choć powalony i w rozsypce, prowadzić może w dalszym ciągu podjazdową walkę, która częstokroć groźniejszą bywa od otwartej bitwy.
Brand wyjrzał przez okno. Tuż za wiejskim domem położonym poza granicami miasta, ciągnąć się duży, starannie utrzymany ogród. Domek ten wynajął Raffles przed kilku miesiącami i mieszkał w nim wraz z Charleyem Brandem oraz wiernym szoferem, Hendersonem.
Nikt w całym New Yorku nie mógłby powiedzieć, czy policja natrafiła na ich ślad czy też nie. Znaleźlibyśmy może o tym wzmiankę w tajnych archiwach lecz dostęp do nich zwykłym śmiertelnikom był wzbroniony.
Jakkolwiek rzecz się miała, policja new-yorska dawała Rafflesowi zupełny spokój i obydwaj przyjaciele wiedli przez kilka miesięcy cichy żywot w wygodnej podmiejskiej willi. Raffles domyślał się wprawdzie, czemu zawdzięcza swój dobrze zasłużony odpoczynek, lecz tym niemniej korzystał z niego w całej pełni. Zadowolony był, że policja amerykańska potrafiła w delikatny sposób okazać wdzięczność za pomoc przy wytropieniu bandy Molocha.
Brand spojrzał na swego przyjaciela i odezwał się:
— Chciałbym wiedzieć dlaczego nie myślisz o powrocie do Londynu?
— Jest to chwilowo niemożliwe z wielu względów — odparł Raffles. — Wiesz przecież, że postanowiłem nie spocząć, dopóki nie wytępię ostatecznie bandy Upiornego Oka.
— Chciałbym ci zwrócić uwagę, drogi Edwardzie, że nasz sposób życia nadwyrężył ostatnio mocno naszą kasę. Walka z bandą „Upiornego Oka“ pochłania olbrzymie sumy...
— Bądź spokojny — odparł lord Lister — sam postaram się o pieniądze.
— W jaki sposób? — zapytał Brand z powątpiewaniem. — W naszej sytuacji nie możemy zwró-