Strona:PL Lord Lister -76- Moloch.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Może nam wobec tego powiesz, gdzie ukryliście Tomasza Harrisa.
— Nie mam pojęcia — odpowiedział Raffles, nie mijając się zresztą z prawdą. — Czyżby zniknął?
— Nie udawajcie głupiego — odparł oficer. Wykorzystaliście tę okazję, aby poza plecami waszych wspólników dokonać włamania do jego kasy. Wiedzieliście, że wasi wspólnicy porwali go, aby zażądać od niego okupu. Świetnie wybrana okazja. Nikt wam nie mógł przeszkodzić w dokonaniu włamania. Należy kuć żelazo póki gorące. Przyznajcie, że wiedzieliście o porwaniu!
— Nie miałem o tym pojęcia — odparł Raffles, szczerze zdumiony, bowiem tej ewentualności nie brał pod uwagę, gdy zastanawiał się nad przyczyną nieobecności Harrisa w domu. — Czy mógłbym wiedzieć, kiedy to się stało?
— Lepiejbyście nie udawali, Jumper — zawołał czerwieniejąc z wściekłości oficer.
Jeden z agentów nałożył na ręce więźnia kajdanki.
— Daję słowo honoru, że mówię prawdę. Nie miałem o tym zupełnie pojęcia. Wiadomość ta zdziwiła mnie więcej, niż panów. Czy popełniam niedyskrecję, zapytując, w jaki sposób to się stało?
— Bynajmniej... Jutro wszystkie gazety rozpiszą się o tym szeroko — odparł policjant wzruszając ramionami. — Po wyjściu z kantoru Harris udał się na śniadanie do restauracji, poczym wrócił do biura. Po dwóch godzinach wsiadł do auta i wszelki ślad po nim zaginął. Około godziny piątej, żona jego otrzymała list, w którym banda wasza domaga się od niej okupu w wysokości ćwierć miliona dolarów!
— O ile dobrze zrozumiałem, posądza mnie pan, że zaryzykowałem skórę dla głupich kilkudziesięciu tysięcy, podczas, gdy moi koledzy beze mnie mieli się podzielić wspaniałym łupem? Byłoby to conajmniej głupie z mojej strony! Cóż na to żona Harrisa?
— Niezwłocznie udała się do policji!
— Czy nie lepiej było zapłacić ćwierć miliona dolarów za cenne życie ukochanego małżonka? — zapytał Jumper drwiąco.
— To się jeszcze okaże...
Raffles gwizdnął przeciągle. Oficer policji odezwał się obrażonym tonem:
— Potrafimy odnaleźć miejsce ukrycia Harrisa. Jego żona ofiarowała dziesięć tysięcy nagrody temu, kto je pierwszy odnajdzie.
— Piękna nagroda — uśmiechnął się Raffles. — Słuchajcie, przyjaciele, czy nie macie przypadkowo jakichś lepszych kajdanków? Bo te niewiele są warte!
Trzej policjanci z przerażeniem spojrzeli się na Rafflesa. Tajemniczy Nieznajomy wykonał jakiś dziwny ruch ręką, naprężył muskuły i po chwili ciężki łańcuch zawisł mu luźno u prawej ręki. Lewa ręka była wolna.
Oficer policji zbliżył się w milczeniu do Rafflesa nałożył mu nowe kajdanki, szepcząc coś z podziwem do siebie.
— Czy nie mieliście wspólników, Jumper? — zapytał głośno. — Widzę, że splądrowaliście ogniotrwałą kasę...
— Ślepy by to samo zobaczył — odparł Raffles. — Drzwi od kasy stoją jeszcze otworem...
— Czy zamierzaliście wyskoczyć oknem?
— Bynajmniej.. Nie mam ochoty skręcić sobie karku.
— Gdzie pieniądze?
— Nie mam ich przy sobie.
— A gdzie? — zapytał policjant, rozglądając się dokoła.
— Gdzie je zostawiłeś? Czyś je wyrzucił przez okno?
— Zbyteczne pytanie... Wyrzuciłem je istotnie przez okno... tuż pod oknem stał jeden z moich wspólników, który natychmiast ulotnił się z workiem.
— Ile tam tego było?
— Sto tysięcy gotówką i połowa w papierach wartościowych — odparł Raffles spokojnie.
Oficer policji zacisnął pięści.
— Szybko, chłopcy! — zawołał. — Przeszukać mi natychmiast dokładnie cały pałac! Rozesłać patrole w poszukiwaniu za człowiekiem z workiem w ręce! Jak wyglądał ten worek, Jumper?
— Coś pośredniego, pomiędzy damską portmonetką a pudełkiem do kapeluszy — odparł Raffles z drwinami w głosie. — Zrobiony był z bronzowej skórki i wykończony zielonym safianem... Jeśliby panowie chcieli znaleźć podobny polecam magazyn Wannamakera!
Oficer spojrzał na Rafflesa z nienawiścią. Przez chwilę miało się wrażenie, że z zaciśniętymi pięściami rzuci się na więźniu. Opanował się jednak w ostatniej chwili i krzyknął:
— Zabrać go stąd czymprędzej!
W parę chwil później wyprowadzono Rafflesa z pokoju. Przed domem oczekiwało ich policyjne auto. Dniało już i niebo na wschodzie pokryło się czerwienią.
— Trochę uprzejmości wobec ludzi przydałoby się panu — rzekł do milczącego oficera. — Widzę, że nie jest pan jednak w humorze i wybaczam to panu... Dlaczego jednak u licha dajecie mi tak podłe kajdanki. Proszę spojrzeć. Znów trzasły
Podniósł do góry uwolnioną dłoń.
Policjant zaczerwienił się i szepnął:
— Przecież nie jestem pijany... Nowiuteńkie kajdanki! Zaledwie od tygodnia mamy je w biurze. Nie rozumiem, co ten łotr mógł z nimi zrobić?
Oficer spojrzał bystro na Jumpera i rzekł:
— Nie miałem pojęcia o tych waszych zdolnościach, Jumper. Znam tylko jednego człowieka na całym świecie, który potrafi tej sztuki dokazać. Na nieszczęście, nie jest on do was zupełnie podobny:
Auto ruszyło.
— Dokąd mnie wieziecie? — zapytał Raffles.
— Do hotelu „Astoria“. Otrzymasz tam pokój z bieżącą ciepłą i zimną wodą... Winda... Znakomita obsługa. Dancing. Zapytamy portiera, czy nikt nie zgłosił się do pana z walizką, która kształtem przypomina damską torebkę i pudełko do kapeluszy?
— Skwitowaliśmy się, brygadierze — odparł Raffles. — Mam nadzieję że nie będę zbyt długo u was gościć?
— Tak długo, jak będziemy to uważali za stosowne.