Strona:PL Lord Lister -44- Fałszywy bankier.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żółtodzióba. Sądziłem, że na zawsze. Niestety, nie przewidziałem, że jego krzyk w chwili, gdy zrzucałem go z wysokiej skały w przepaść, zostanie dosłyszany przez Rafflesa. Gdy powróciłem do obozowiska Raffles czekał na mnie i zwyciężył mnie w walce, która wówczas się wywiązała. Pokonał mnie i związał.
— Głupia historia — rzekł Geiss. — W jaki sposób wydostałeś się?
— To nie było łatwe. Następnego ranka Raffles zdołał wydostać swego przyjaciela z miejsca w jakie go wrzuciłem. Nie zrobił sobie nic złego. Na tej przeklętej wyspie nie można sobie zdać absolutnie sprawy, czy skała jest stroma, czy też posiada występy. Gejzery gorącej wody utrudniają widzenie. Mówiąc krótko, Raffles zostawił mnie na wyspie ze związanymi rękami i nogami.
— W jaki sposób udało ci się oswobodzić z więzów.
— Przerwać je było niesposób. Ale w pobliżu pozostawił płonące ognisko. Zębami wyciągnąłem z żaru płonącą głownię i położyłem ręce w ten sposób, że ogień spalił sznur. Oczywiście przypiekłem mocno ręce. Cierpiałem niesłychanie ale lepszy ból niż powolna śmierć na pustkowiu.
Geiss wysłuchał z uwagą historii ucieczki.
— Straciłem już nadzieję, że się z tobą zobaczę — rzekł. — Porozumiałem się już z Rafflesem, aby ukradł dla nas miliony złożone w naszym banku.
— Toż to szaleństwo — zawołał Mc. Intosh — Wprowadzałeś wilka do owczarni. Skradnie miliony, ale dla siebie, nia dla nas.
— Nie stracę go z oczu — rzekł Geiss.. — Trudno mu będzie nas oszukać.
Mc Intosh wybuchnął śmiechem i uderzył się wesoło w uda.
— Czego się śmiejesz? — zapytał Geiss. — Czy widzisz coś zabawnego w tym, co powiedziałem?
— Oczywiście! Podziwiam twoją zarozumiałość. Uważasz się za równego Rafflesowi...
— Dam sobie z nim radę! — Bylebyś tylko ty nie pomieszał mi szyków. A teraz idź do swego pokoju i wypocznij. Jutro wrócimy do tej rozmowy.
— Czyś powiedział służbie dokąd pojechałem. — zapytał Mc. Intosh stojąc na progu.
— Powiedziałem, żeś wyjechał do Paryża.
Gdy znalazł się w swoim pokoju Mr. Intosh zacisnął pięści i zawołał:
Nie pozwolę z sobą igrać nawet Rafflesowi! Nie dam mu się tak łatwo. Zawiadomię inspektora policji Baxtera, jaki ptaszek uwił sobie gniazdko w Lincoln Banku. Jutro król włamywaczy znajdzie się pod kluczem, a człowiekiem, który położył kres jego karierze, będę ja.
Uspokojony tą myślą rzucił się na łóżko. Oddawna nie spał tak smacznie i dobrze.

Zdrada

Detektyw Marholm śmiał się tak serdecznie, że aż łzy spływały mu po tłustych policzkach. Przyczyną tej wesołości, był jak zwykle zwierzchnik jego Inspektor policji Baxter.
Inspektor stał przed swym podwładnym, trzymając jakiś list. Oczy jego rzucały błyskawice.
— Przestańcie się śmiać — zawołał. — Jeśliby ktoś przyszedł, odniósłby wrażenie, że jest w kabarecie. Jesteśmy przecież w głównej komendzie policji.
— Wiem o tym — odparł Marholm, który z trudem starał się zapanować nad swą wesołością. — Cóż zrobić, kiedy cała ta historia przypomina raczej numer kabaretowy.
Inspektor policji począł chodzić po gabinecie nerwowymi krokami. Uspokoiwszy się nieco, stanął przed Morholmem:
— A więc wy nie wierzycie w informacje zawarte w tym liście? — zapytał. — Przeczytam go wam wobec tego jeszcze raz.
Rozłożył przed sobą list, napisany na dość pospolitym papierze.
„Główna Kwatera Policji Scotland Yard. Inspektor Baxter.
Szanowny Panie Inspektorze!
Niniejszym zawiadamiam pana, że Raffles, którego pan poszukuje oddawna, pracuje w charakterze pierwszego prokurenta w banku Lincolna. Zamierza on w najbliższej przyszłości ukraść z banku depozyty, wynoszące kilka milionów funtów. Niech się pan śpieszy z zaaresztowaniem go, zanim nie wykona swego planu.
Przyjaciel.“
— Wspaniały przyjaciel — zaczął Marholm. — Jakiś żartowniś, który chce pana ośmieszyć w oczach całego Londynu. Raffles dokuczył już panu do tego stopnia że gotów pan jest przyjąć lorda majora Londynu również za Tajemniczego Nieznajomego. Niechże się pan zastanowi nad tym nonsesem. Pierwszy prokurent banku Lincoln musi być człowiekiem pod każdym względem bez zarzutu. Przez ręce jego przechodzą co dzień miliony. Człowiek, zajmujący to stanowisko, musi się wykazać całą swą przeszłością, a dokumenty jego i życiorys są sprawdzane z niezwykłą starannością przez prezesa rady nadzorczej banku. Nawet pan, nie mógłby pretendować do tego stanowiska...
— Może macie i rację — odparł Baxter, gryząc nerwowo swoje cygaro.
— Jestem pewny, że mam rację — rzekł Marholm. — Podejrzewam, że to sam Raffles wysłał nam ten list. To przecież nie pierwszy jego kawał.
— Niestety — westchnął Baxter — przypominając sobie psikusy, jakie mu często płatał Tajemniczy Nieznajomy.
Wtej chwili zapukano do drzwi. Dyżurny policjant wprowadził do gabinetu jakiegoś posłańca. Posłaniec ten wręczył Baxterowi list.
— Od kogo to? — zapytał Baxter podejrzliwym tonem. —
— Jakiś człowiek dał mi go na ulicy i polecił oddać go panu. — odparł posłaniec. —
— Jak on wyglądał?
— Nie umiem go określić... Poznałbym go z pewnością.
— Dobrze. Zanotuję wasz numer. Jeśli będziecie mi potrzebni wezwę was do siebie.
Po wyjściu posłańca Baxter otworzył list.
— Drugi list w tej samej sprawie.
Zaledwie przebiegł go oczyma, skoczył w stronę swego sekretarza.
— Posłuchajcie co tu jest — napisane — rzekł. —
Szanowny Panie!
Przechodząc obok banku Lincolna stwierdziłem, że list mój pozostał bez echa i Raffles wedle wszelkiego prawdopodobieństwa będzie mógł wykonać z łatwością swój projekt. Wzywam pana raz jeszcze do wszczęścia natychmiast nieodzownych kroków. Bank zostanie zamknięty za godzinę i nie będzie pan już mógł przystąpić do zaaresztowania