Strona:PL Lord Lister -44- Fałszywy bankier.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nim zręcznością i techniką walki. Mc. Intosh widząc, że nie łatwo mu będzie dać sobie radę z przeciwnikiem, sięgnął do kieszeni po nóż.
Ten ruch go zgubił. Korzystając z chwilowego oswobodzenia uścisku, Raffles zdzielił go potężnie pięścią w skroń.
Bandyta zwalił się na ziemię jak drzewo, któremu podcięto korzenie. Nie tracąc czasu Raffles związał swego przeciwnika sznurami, które miał przy sobie. Irlandczyk oprzytomniał wkrótce. Widząc, że dostał się w moc Tajemniczego Nieznajomego, zgrzytnął zębami w bezsilnej wściekłości.
— Podły psie! — zawył.
Raffles zapalił papierosa i puścił dym prosto w twarz swego więźnia. Poznał w nim rybaka, który przybył do Islandii tym samym, co i on statkiem. Raffles usiadł naprzeciw z rewolwerem w ręce. Nadstawił uszu. Żaden głos nie mącił ciszy nocnej. Widząc, że Raffles nie przejmuje się zupełnie jego przekleństwami, Mc. Intosh zamilkł. Dusił się tylko swą wściekłością i do krwi zagryzał wargi.
Raffles z niecierpliwością oczekiwał na wschód słońca. Gdy tylko poczęło szarzeć, ruszył w drogę. Obdarzony niezwykłym darem orientacyjnym bez trudu domyślił się, w jakim kierunku zaciągnięto tej nocy Charleya. Tu i ówdzie na załamaniach skał widział malutkie ździebełka wełny pochodzącej z koca Charleya. Wełna ta znaczyła wyraźnie ślad. W ten sposób Raffles doszedł do miejsca, z którego Charley został zrzucony. W dole bił gejzer i rozpraszające się kropelki wrzącej wody nie pozwalały Rafflesowi zorientować się w głębokości przepaści.
Przyłożył obie dłonie do ust i zawołał:
— Charley! Charley!
— Hallo! — odpowiedział mu jakiś głos, który zdawał się dochodzić z pobliża.
— Gdzie jesteś?
— Zaledwie o dwa metry od ciebie. Jest tutaj występ skalny, zasłonięty przez parę z geizeru. Biorę waśnie parową kąpiel. Starałem się wdrapać na skałę, ale jest zbyt ślisko.
— Poczekaj, pomogę ci.
Raffles zdjął marynarkę, skręcił ja w rodzaj sznura i zawiesił ponad miejscem, gdzie przypuszczalnie znajdował się jego przyjaciel. Nagle uczuł wstrząs.
— Złapałem — rzekł Charley. — Podciągnij mnie w górę.
Powoli przekładając ręce, Raffles wciągnął Charleya na brzeg skały. Sekretarz był zupełnie mokry.
— Mam dosyć łaźni parowej na całe życie — rzekł ze śmiechem.
— Czy nie jesteś przypadkiem ranny?
Charley potarł kolana i łokcie.
— Szczęśliwie mi się udało — rzekł. — Łotr rzucił mnie głową na dół. Pewien byłem, że zginę w głębi przepaści. Nagle ręce moje natrafiły na ten występ. Chwyciłem się go i padłem na brzuch. Tylko kolana moje ucierpiały.
— Bądź szczęśliwy, że przygoda ta zakończyła się tak pomyślnie. A teraz jeśli chcesz mnie słuchać, biegnij czym prędzej do obozowiska i zmień ubranie. Znajdziesz tam skrępowanego nędznika, który chciał cię pozbawić życia. Mam okropną ochotę rzucić go, zamiast ciebie, w głąb gejzeru.
Mc. Intosh rzucił Rafflesowi pełne nienawiści spojrzenie.
— Niech was diabli porwą! — mruknął.
— Przegrałeś — rzekł Raffles. — Chciałbym jednak wiedzieć coś miał przeciwko nam.
— Powieście się! I tak wam nie odpowiem.
Raffles zebrał trochę suchego drzewa i rozpalił ognisko. Chciał, aby Charley mógł osuszyć przy nim przemoczone ubranie. Następnie zabrał się do przygotowania posiłku.
— Wkrótce ruszymy na poszukiwanie skarbu — oświadczył. — Więźnia zostawimy tutaj.
— A jeśli wymknie się? I zaatakuje nas znowu?
— Gorzko za to odpokutuje — odparł Raffles. — W drogę!
Po dwóch godzinach marszu przybyli do miejsca, wskazanego na karcie. Duży kamień, który miał wskazywać miejsce ukrycia skarbu, znajdował się tam istotnie. W pobliżu widoczne były ślady stóp.
Raffles zabrał się do kopania. Po niejakim czasie estrze łopaty zahaczyło o drewnianą kasetę. Rozbił ją z łatwością przy pomocy swych narzędzi. W środku znajdowała się inna kaseta, żelazna, zamknięta na silne zamki.
— Otóż jesteśmy właścicielami skarbu — rzekł Raffles. — O ile się nie mylę, człowiek, który nas zaatakował wiedział również o jego istnieniu. Chciał nas zgładzić, aby zawładnąć pieniędzmi. Nie kusząc się o jej otworzeniu postaramy się przenieść tę kasetę na pokład statku...
Okazało się, że była za ciężka, aby ją nieść. Raffles przymocował ją do sznura i obaj przyjaciele ciągnęli ją za sobą.
Na widok Charleya i Rafflesa, powracających ze skarbem, Mc. Intosh zatrząsł się w bezsilnej wściekłości.
Raffles bowiem istotnie odkrył jego skarb.
Irlandczyk do tego stopnia zlekceważył swego przeciwnika, że przesłał Rafflesowi prawdziwy opis miejsca ukrycia skarbu. Tam właśnie ukrył przed laty skradzione miliony. Przez długi, długi czas zakopywał w tym samym miejscu dalsze swoje łupy. Teraz właśnie, gdy uważał się już za człowieka dostatecznie bogatego, postanowił zawieźć swój majątek do Londynu i żyć z procentów od kapitału.
— Martwisz się, żeśmy znaleźli twą skarbonkę? — zaśmiał się Raffles. — Bądź spokojny, postaramy się zrobić właściwy użytek z jej zawartości.
— Cóż poczniemy z tym człowiekiem? — zapytał Charley Brand. — Po tym, co nam zrobił, zasłużył na kulę w łeb.
— Po co niszczyć naboje? — odparł Raffles. — Zostawimy go tutaj na tej bezludnej wyspie, wraz z jego opróżnioną kasetą. Kara ta będzie dla niego stokroć surowsza, niż gdybyśmy go zastrzelili od razu. A teraz w drogę!
Nie zwracając najmniejszej uwagi na lamenty Mc. Intosha, ruszyli w stronę barki. Następnego dnia bez dalszych przygód dosięgli brzegu i załadowali skarb na pokład skunera.

Raffles prokurentem

Minął tydzień od czasu, jak Charley i Raffles wrócili do Londynu. W metalowej kasecie znaleźli pliki banknotów i ciężkie sztaby złota.
Raffles przebrał się, jak za pierwszym razem i udał się do Geissa.
Finansista przyjął go z kwaśnym uśmiechem. Widać było, że nie spodziewał się tej wizyty.
— Cieszę się, że pana widzę, drogi przyjacielu — rzekł. — Obawiałem się, że się panu mogło przytrafić jakieś nieszczęście. Proszę niech pan siada lordzie. Gdzie pan był przez cały czas?
— Byłem w podróży — odparł Raffles powoli,