Strona:PL Lord Lister -16- Indyjski dywan.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaniedbałem zawiadomienia go przez telefon. Jeśli zechciałby mi pan podać adres prywatny sir Jeffriesa, byłbym panu niezmiernie zobowiązany.
— Niestety — rzekł sekretarz. — Nie mógłbym nawet określić panu... hm... podać panu adresu domu... gdzie notariusz obecnie przebywa....
Raffles słuchał z największą uwagą.
— Proszę mi wybaczyć — rzekł dobrodusznie. — Czy mam przez to rozumieć, że pan notariusz posiada w Londynie kilka miejsc zamieszkania?
Smith zmarszczył po olimpijsku swe brwi.
— Niechże więc sam pan się dowie, gdzie mieszka notariusz Jeffries i pozostawi mnie w spokoju! — mruknął niezadowolony. — Mam jeszcze dużo do roboty.
Nie dając Rafflesowi czasu do rozmowy, zamknął mu przed nosem drzwi. Lord Lister udał się do pobliskiej restauracji, gdzie w książce telefonicznej odszukał adres Jeffriesa.
— Manchester Street 81 — szepnął, zapisując sobie adres w notatniku.
W pól godziny później znalazł się przed domem, w którym zamieszkiwał notariusz. Spostrzegł, że na pierwszym piętrze nie było nikogo. Nie zrażając się tym udał się do dozorcy i dzięki sutemu napiwkowi otrzymał potrzebne mu informacje. Jeffries zamieszkiwał na Manchester Street od dość dawna. Wychodził bardzo często. Korespondencje kierowano zawsze na adres biura. Posiadał ponadto w samym Londynie jeszcze dwa inne pięknie umeblowane mieszkania, którymi posługiwał się tylko w pewnych okolicznościach. Mieszkanie na Manchester Street miało charakter reprezentacyjny i notariusz włożył olbrzymie sumy w jego urządzenie.
— Czy nie ma go teraz w domu? — zapytał Raffles. — Chciałbym go się poradzić w pewnej bardzo ważnej sprawie ubezpieczeniowej?
— Nie, nie ma go — odparł dozorca. — Wątpię, czy wróci dziś wieczorem.
Lord Lister pożegnał się z dozorcą i zadowolony z uzyskanych informacyj udał się do lokalu, uczęszczanego przeważnie przez kupców, handlujących diamentami. Szybko wszczął rozmowę z jednym z nich i zyskał ich pełne zaufanie, dzięki użyciu pewnych dobrze mu znanych gwarowych wyrażeń. Na zakończenie zaprosił ich na wspaniały obiad, dla uczczenia, jak mówił, doskonalej tranzakcji. Tegoż dnia miał podobno kupić olbrzymi diament wagi 600 karatów. Kamień ten z największymi trudnościami wycyganił od jakiegoś Turka, który nie znał się absolutnie na diamentach. Handlarze przyszli do wniosku, że mister Mellers — tak bowiem przedstawił się Raffles — był doskonałym znawcą i świetnym kompanem. Po opróżnieniu czterech czy pięciu butelek szampana, Raffles z łatwością sprowadził rozmowę na temat notariusza Jeffriesa. Notariusz był doskonałe znany w tych kołach.
— Oho — zawołał niejaki Brown, który niedawno wyszedł z więzienia, byłbym zadowolony, gdybym wiedział tyle co on — zaśmiał się głośno i huknął o stół pięścią tak silnie, że zadrżały kieliszki.
— Jest to człowiek uczciwy, mili panowie! Za takiego uważa go całe społeczeństwo. Gdybym panu opowiedział, mister Mellers, co ten gagatek zdążył zrobić w ciągu jednego roku, nie dałbyś pan wiary! I ja nie uwierzyłbym, gdybym nie słyszał tego z ust samego Jeffriesa, który opowiedział mi to w czasie, gdy prowadziliśmy pewne wspólne interesy. I co to były za interesy! Ryzyko było ogromne. Wiele razy chciałem już rzucić wszystko, byleby tylko ratować swą skórę. Jeffries jednak pracował z takim spokojem i z taką pogodą oraz odwagą, że wszystkie nasze wyczyny udawały się znakomicie. Oczywista, że uczestniczyłem wówczas w grubych zyskach. Otóż takich spraw, jak nasza, miał notariusz przeciętnie około dwuch miesięcznie. Oceniam go dziś na sześć do ośmiu milionów funtów sterlingów.
— Ależ, miły Brownie — odparł Raffles. — Jakże możliwe jest, że notariusz miesza się do takich spraw? Jakby wyglądał, gdyby policja wtrąciła się do jego interesów?
— Tak — odparł Brown — mogłoby to się zdarzyć tylko głupcowi. Nasz Jeffries nim nie jest.
— Oczywista — wtrącił się do rozmowy inny.
— Ten gentleman ma w Londynie trzy mieszkania, w których zamieszkuje co pewien czas pod przybranymi nazwiskami. Nie wiem, jak to zostało urządzone, ale z gabinetu jego można bezpośrednio łączyć się telefonicznie z jego mieszkaniami. Mam wrażenie, że jego cichym wspólnikiem jest Smyth, sekretarz. Kiedy czuje, że grunt zaczyna mu się palić pod stepami, Jefries znika w jednym ze swych trzech mieszkań. W biurze nie dają nigdy jego adresu.
Po kilku godzinach podobnej rozmowy, Raffles utwierdził się w przekonaniu, że sir Jeffries — notariusz i doktór praw, jest najbardziej niebezpiecznym złoczyńcą w Londynie.
Udał się do swego mieszkania na Regent Street. Po drodze rozmyślał nad planem dalszej akcji, mającej na celu przeszkodzenie notariuszowi w odsprzedaży brylantów któremuś ze swych przyjaciół.

Zbrodniczy notariusz.

Następnego dnia około czwartej po południu notariusz znajdował się u siebie w biurze. Były to godziny jego przyjęć. W pewnym momencie do gabinetu wszedł Smyth, zamykając za sobą starannie drzwi.
— Musi pan koniecznie przyjąć tę damę, inaczej ściągnie pan na siebie podejrzenia...
Notariusz rzucił okiem na kartę, na której figurowało nazwisko Mabel Dennis.
Opanowało go uczucie niezadowolenia. Od wielu lat, w czasie których, pod płaszczykiem swego stanowiska, popełniał szereg nadużyć, nie zdołał się jeszcze wyleczyć ze wszelkich uczuć. W głębi duszy odczuwał pewą przykrość na myśl, że skradł biednej dziewczynie ostatnie grosze... W gruncie rzeczy, cóż go to obchodziło? Przez kilka sekund wpatrywał się w kartę, nie wiedząc, jaką powziąć decyzję. Przekonał go wreszcie sekretarz, wskazując na ewentualne przykrości, które mogłyby z tego wyniknąć.
— Zgoda. Smyth, powiedz tej damie, że może wejść. Nie zamykaj jednak drzwi od mego gabinetu, abyś mógł słyszeć wszystko i być ewentualnie moim świadkiem.
Młoda dziewczyna weszła do gabinetu i z wahaniem usiadła na krześle, wskazanym przez Jeffriesa.
— Zrozumie pan od razu powagę sytuacji, jeśli panu powiem, że aczkolwiek przysłałam panu moją