Strona:PL Lord Lister -14- Agencja matrymonialna.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Na szczęście nie wszystkie małżeństwa napotykają na tego rodzaju trudności — rzekł poważnie — Obawiam się, komendancie, że nie zazna pan szczęścia u boku głuchoniemej żony.

— Zechciej tę sprawę pozostawić mnie. Zresztą lord Kennington, który jest człowiekiem skoligaconym z najwybitniejszymi osobami w imperium brytyjskim, nie wziąłby byle kogo za zięcia.
— Wierzę panu na słowo, inspektorze — odparł Marholm — Wątpię czy znalazłoby się w całym Londynie wiele osób, chcących konkurować z panem o zaszczyt poślubienia głuchoniemej.
Baxter wstał z krzesła zdenerwowany.
— Co chcecie przez to powiedzieć?
Marholm wzruszył pogardliwie ramionami i odparł:
— Zapomniał pan całkowicie, panie inspektorze, że mnie pan zawdzięcza swoje szczęście. Proszę sobie przypomnieć, że to ja skłoniłem pana do wzięcia do rąk słuchawki telefonicznej, gdy dzwoniła pani Pussyfoot. Gdybym nie był wtedy nalegał, pozostałby pan po dziś dzień samotny, bez gospodyni i bez narzeczonej, oraz... bez obiecanego miljona funtów sterlingów. Jestem pańską dobrą wróżką. Oczekuję przynajmniej od pana lojalności. Przypuszczam, że wasze małżeństwo będzie jednym z najlepszych w’ świecie i to będzie moim wynagrodzeniem.
Baxter poczerwieniał jak rak.
— Oto bezczelność niesłychana — krzyknął — jeśli raz jeszcze przypomnicie mi te sprawy, wylecicie z posady.
Marholm skrzyżował ręce na piersiach i spojrzał spokojnie na inspektora policji.
— Wie pan dobrze, że błogosławiłbym chwilę wyjścia z tej nudnej i ogłupiającej pracy. Nic, tylko świstki i dokumenty! Mógłbym się wreszcie przenieść do czynnej służby.
— Naturalnie — odparł Baxter złośliwie. — Chcielibyście znowu pod pretekstem zajęć służbowych wałęsać się dniami i nocami po knajpach i podejrzanych spelunkach. Możecie jednak nie liczyć, że wam w tym dopomogę. Dla mnie siedźcie sobie aż do skończenia świata na tym fotelu, pogrążony w sprawozdaniach i zapiskach dochodzeń.
— Życzę panu tego samego — rzekł Marholm spokojnie. — A kiedy widzę pana tam za biurkiem, z czerwonymi plamami na policzkach, które są niechybnym objawem galopujących suchot, nie mogę powstrzymać się od westchnienia. Z całą pewnością nie pociągnie pan zbyt długo...
Inspektor policji drgnął i przerażonym wzrokiem spojrzał na swego sekretarza.
— Czy mówicie to serio, Marholm? — zapytał słabym głosem. — Czy naprawdę miałbym mieć galopujące suchoty? Ważę jednak bez ubrania przeszło sto kilo?
Marholm wzruszył ramionami.
— To może być w takim razie puchlina wodna. Uczeni lekarze doszli obecnie do wniosku, że im człowiek jest grubszy, im bardziej nalany, tym organizm jego jest słabszy... Życie może ulecieć zeń w każdej chwili, jak mówi poeta. O ile wiem, nie żyje pan zbyt spokojnie, ani moralnie...
Baxter zbladł i zagryzł wargi. Wyjął z kieszeni lusterko i począł przyglądać się lękliwie swej twarzy.
— Tak... rzekł. — Jestem trochę za tęgi, przyznaję. Nie sądzę jednak, aby to się miało aż tak tragicznie skończyć Puchlina wodna, o ile wiem, zaczyna się od nóg. Moje zaś nogi są tak szczupłe, jak kije od szczotki.
„Pchła“ podniósł wysoko brwi i spojrzał na swego szefa takim wzrokiem, jak gdyby obliczał, ile pozostało mu dni do życia.
— Chude nogi — rzekł — Oczywiście... To właśnie dowód, że moja diagnoza była trafna. Na wszelki wypadek niech się pan zastosuje do mojej rady. Przez kilka miesięcy, które jeszcze pozostały panu do życia, niech pan używa za ten swój milion funtów sterlingów. Zapewniam pana, że nie doczeka pan grudnia bieżącego roku.
Baxter przechadzał się niespokojnie po biurze. Zatrzymał się wreszcie przed Marholmem i zacisnął pięści.
— Nikczemniku! — wrzasnął — Zajmij się swymi nogami, które są chudsze od moich i zostaw moje nogi w spokoju!
— Ależ najchętniej, — odparł Marholm — Najważniejszą rzeczą dla mnie jest moje własne zdrowie. Cóż mnie obchodzi, że inni przeniosą się w najbliższej przyszłości na tamten świat! Natychmiast po pańskim pogrzebie postaram się, aby pański następca wziął kogo innego na sekretarza. Odetchnę wreszcie na innym stanowisku. Dlatego też co wieczór będę prosił pana Boga, aby sprawy przyjęły pomyślny dla mnie obrót. Może Bóg mnie wysłucha i umrze pan jeszcze wcześniej. Zapewniam pana, że nowinę o pańskiej śmierci usłyszę zawsze z najwyższym zadowoleniem.
— Milcz — wrzasnął szef Scotland Yardu, tracąc panowanie nad sobą — sprawię ci za chwilę takie grzanie, że będziesz szukał spokoju w trumnie.
— Na pańskim miejscu sam poszukałbym odpowiedniej trumienki. Przy pańskim brzuchu, a niewątpliwie umrze pan na puchlinę wodną, — trudno będzie znaleźć trumnę o odpowiednich rozmiarach. Należałoby już teraz pomyśleć o spoczynku wiecznym.
Tego już Baxter nie mógł ścierpieć. Wziął futro i kapelusz i skierował się ku drzwiom.
— Zobaczymy jeszcze, kto kogo przeżyje! — krzyknął od proga.
— Oczywista, że ja — odparł Marholm śmiejąc się — Nie mam ani puchliny wodnej, ani suchot galopujących. Niech się pan śpieszy ze ślubem, gdyż w przeciwnym razie mogę jeszcze zająć pańskie miejsce, sprzątnąć pańską damę i otrzymać milion funtów sterlingów. Co za piękne możliwości!
— Obyś się udusił pierwszym pensem — zawołał Baxter trzasnąwszy drzwiami.
Marholm napełnił na świeżo swą krótką fajeczkę, wziął „Times‘a“ i, położywszy się spokojnie