Strona:PL Lord Lister -12- Podróż poślubna.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ma pan rację — mruknął lord Ruston — pan nic nie rozumie. Potrafi pan jedynie wytwarzać skomplikowane sytuacje. Ale to już koniec: Postaram się aby otrzymał pan przykładną karę. Na pańskim miejscu przyznałbym się, że moje władze umysłowe nie są w zupełnym porządku i udałbym się do dobrego sanatorium, gdzieby mnie leczono zimnymi prysznicami. Każdy lekarz angielski wyda panu świadectwo, że pan zwariował.
Baxter czuł, że ziemia się pod nim chwieje. Błędnym wzrokiem spojrzał na lorda Rustona i szepnął:
— Tak, Wasza Wysokość... Z pewnością zwariowałem.
— Całe szczęście, że się pan na tym poznał.
Lord zwrócił się do księcia i w imieniu Rządu Angielskiego wyraził mu swe ubolewanie. Książe von Plessenheim, mimo przykrości jakich doznał, przyjął całą sprawę z humorem i zaprosił przedstawicieli władz na obiad.
W kilka minut później sala sądowa opustoszała. Tylko Baxter i Marholm nie ruszyli się ze swych miejsc. Inspektor ścisnął rękami skronie i osłupiałym wzrokiem wpatrywał się w laurowy wieniec, leżący na stole. Na szarfie złotymi literami lśnił się następujący napis:

Nowemu Sherlockowi Holmesowi, najbardziej sławnemu detektywowi XX wieku, Czcigodnemu inspektorowi policji.
JAMESOWI BAXTEROWI
Na pamiątkę zaaresztowania Johna Rafflesa.

Z ulicy dochodziły ochrypłe głosy sprzedawców gazet, zapowiadających sensacyjne nowiny w nadzwyczajnym dodatku.
Baxter wstał i z zaciśniętymi pięściami rzucił się na Marholma.
— Tyś jest winien całej tej historii. Zabiję cię, zaduszę...
— Na Boga — szepnął Marholm cofając się — Przecież to napaść.
Baxter w przystępie wściekłości począł dusić Marholma. Byłby go może i zadusił, gdyby w tej chwili nie otworzyły się nagle drzwi. Baxter rozluźnił swój uścisk i spojrzał w tę stronę. Zdawało mil się, że ujrzał zjawę.
— Czego sobie życzy Wasza Wysokość?
— Wróciłem po to, aby oświadczyć panu, że całej tej historii zachował się pan nader poprawnie. Dlatego też postanowiłem obdarzyć pana orderem, na który zasłużył pan swoją gorliwością.
Baxter miał wrażenie, że order ten spadł mu z nieba. Zanim zdążył wyjąkać słowa podziękowania, nowoprzybyły znikł.
Przed Scotland Yardem stało auto. Ofiarodawca orderu wsiadł w nie szybko i odjechał. Był nim C. Raffles.
— A teraz mój drogi — rzekł Tajemniczy Nieznajomy do Charley Branda — odegrałem ostatni akt mej roli, jako panujący książę von Plessenheim. Order ten był kojącym opatrunkiem, nałożonym na bolesne rany w ambicji Baxtera.
Tymczasem Marholm otworzył wspaniałe safianowe pudełko, z którego wyjęty został order.
— Na Boga — krzyknął — zdaje mi się, że i ja oszalałem. Czytaj pan. Wyciągnął niewielki liścik.

Drogi Baxterze! Za przysługę oddaną mi w przykrym zajściu, wręczam Ci krzyż kawalerski i pozostaję zawsze ci życzliwy
książę von Plessenheim.

— A teraz, przeczytaj pan dopisek po drugiej stronie karty.

Serdeczne pozdrowienia zasyła
John C. Raffles.

— Oto najdziwniejsza rzecz, jaka się mogła przytrafić. Nic z tego nie rozumiem...
— Ja również — rzekł Baxter wzdychając. Mam w każdym razie o jeden order więcej.

Koniec