Strona:PL Lord Lister -11- Uwięziona.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
8

z kolei ty się przebierzesz. Spotkamy się pod nu merem 24.
Zrobione, mistrzu, stanie się wszystko wedle twych rozkazów — odparł Harry.
Sherlock Holmes wszedł do składu. Wyjaśnił sprzedawcy, staremu żydowi, że należy do policji, zalecił mu milczenie, wybrał strój dla siebie i Harry‘ego i po upływie kwadransa wyszedł ze sklepu ubrany w robotniczą bluzę. Przeszedł obojętnie obok Harry‘ego, spoglądając na drugą stronę ulicy. Gdy oddalił się już o kilka kroków, Harry wszedł do sklepu. Stary Żyd wręczył mu bez słowa wybrane przez Holmesa ubranie.
Przebrany tak samo jak jego mistrz w robotniczą bluzę Harry udał się prosto pod Nr. 24 i szturchnął przyjaźnie w bok Holmesa, udającego, że czyta z zajęciem rozlepione afisze.
Holmes odwrócił się powoli.
— Cóż stary i ty bez pracy? — zaśmiał się. — Dokąd idziesz?
— Bez celu — odparł Harry, zmieniając głos — Najchętniej poszedłbym tam, gdzie możnaby było coś zarobić.
— I ja również.. Możemy zacząć natychmiast.
Weszli do domu, minęli wielkie podwórze i zeszli w dół po schodach znajdujących się przed mocnymi żelaznymi drzwiami, na których znajdował się napis: „Robert Shayne i S-ka“ Hurtownia towarów“.
— Miejmy się na baczności — szepnął Holmes swemu towarzyszowi do ucha.
Uderzyło ich gęste, ciężkie powietrze. Rozległ się dźwięk dzwonka elektrycznego który brzmiał tak długo, dopóki drzwi pozostawały otwarte.
— Ostrożnie! — szepnął Harry.
Z początku nie widać było nikogo. Pomiędzy olbrzymimi belami towarów wiła się wąska ścieżka. Towary te, jak widać było z etykiet na nich pochodziły z najrozmaitszych krajów. Wydzielały one woń, która wydawała się Harry‘emu nieznośną. Obydwaj przyjaciele posuwali się zwolna wąskim przejściem, prowadzącym do samego środka składu. Za cienką przegrodą pracował jakiś młody człowiek. Zwrócony tyłem do naszych przyjaciół, zdawał się nie spostrzegać ich obecności. Holmes dał znak Harry‘emu aby pozostał w tyle. Harry ukrył się natychmiast za olbrzymią belą wełny. Holmes wysunął się odważnie naprzód. Młody człowiek odwrócił się. Na widok nieznajomego znajdującego się tak blisko, na twarzy jego odmalowało się zdumienie. Holmes przybrał wyraz zakłopotania i mnąc nerwowo czapkę w ręku zatrzymał się przed oszklonymi drzwiami. Młody człowiek wstał i otworzył drzwi.
— Czego tu chcecie? Jakeście się tu dostali?
— Żelazne drzwi były otwarte. — Czy nie słyszał pan dzwonka?
— Tak, ale zdarza się to tak często, że nie zwracam już na to uwagi.
— Czy mógłbym pomówić z szefem — zapytał Holmes.
— Z szefem? powtórzył powoli młody człowiek — Z szefem nigdy nie można mówić. Jest ciągle zajęty lub też w podróży. Ja sam widziałem go dopiero raz jeden.
— Jaka szkoda! Mam do niego prośbę...
— Idźcie więc na górę do biura i porozmawiajcie z buchalterem. To wszystko co mogę wam powiedzieć.
Holmes podziękował uprzejmie i powoli począł zbierać się do odejścia.
— Spieszcie się — zawołał za nim młody człowiek. — Dziś mamy koniec tygodnia i biuro zamyka się jak zwykle o godzinie drugiej.
Holmes odwrócił się, podziękował za informację, i począł przeciskać się przez wąski korytarz. Harry szedł za nim niepostrzeżony przez nikogo. Wielki detektyw zatrzymał się przed masywnymi drzwiami zamknął je z hałasem nie wychodząc jednak ze składu. Szczęknęły zawiasy i drzwi zatrzasnęły się mocno, Sherlock Holmes wrócił tą samą drogą, którą dopiero co wszedł. Wraz z Harrym ukrył się za belą towaru. Siedzieli tam bez ruchu dobry kwadrans. Wielki zegar w podwórzu wybił godzinę drugą. Za drugim uderzeniem zegara urzędnik zamknął swoje książki, umył ręce, włożył palto i kapelusz. Gotów był już do opuszczenia biura. Zamknął drzwi, schował klucz do kieszeni spodni i wyszedł. Dwaj detektywi zdawali się czekać na tę chwilę. Holmes podniósł się ostrożnie i począł torować sobie drogę pomiędzy belami towaru. Harry szedł tuż za nim. Nagle Holmes natknął się na szeroką szafę, która znajdowała się w rogu piwnicy i w której prawdopodobnie przechowywano droższe materiały. Była cała z kutego żelaza i jedna osoba nie mogłaby przesunąć jej z miejsca. Holmes zauważył to z niemałą radością.
Przez dłuższą chwilę stali przed tą szafą, zastanawiając się, czemu przypisać jej niezwykły ciężar, gdy nagle zabrzmiał dźwięk dzwonka. Holmes i Harry drgnęli. Cóż się stało?
Poczęli nadsłuchiwać. Zmieszane głosy mężczyzn zbliżały się do nich powoli. Z małpią zręcznością obydwaj mężczyźni skryli się poza belami.
— Do nogi! Lux, Hektor, do nogi! Co tu się dzieje? — zawołał jakiś ostry niemiły głos.
Zanim nasi przyjaciele zdali sobie sprawę dwa olbrzymie buldogi poczęły ujadać zjadliwie tuż obok ich kryjówki, usiłując napróżno przeskoczyć przez wysokie bele towaru.
— Do pioruna! Cóż się tym zwierzętom stało? — zawołał inny głos i jednym susem jakiś mężczyzna wskoczył na belę służącą Holmesowi i Harry‘ emu za parawan.
Zostali wykryci. Człowiek cofnął się, mamrocząc jakieś przekleństwo.
— Hallo, Robert, tędy... Lux, Hektor bierzcie ich! — wrzasnął chwytając sztabę żelazną, znajdującą się w pobliżu.
Sherlock Holmes i Harry wysunęli się ze swej kryjówki. Wskoczyli zwinnie na zwój towaru trzymając rewolwery skierowae w stronę psów.
Mężczyzna, nazwany Robertem nadbiegł śpiesznie. Zorientował się odrazu w sytuacji i krzyknł na swego towarzysza:
— Strzeż się!
Sam ukrył się za belą towaru.
— Lux! Hektor! Huzia, łapać ich!
Zbytecznym było zachęcanie psów do ataku. Jak wściekłe, ujadały dokoła zapory z towarów, usiłując napróżno przeskoczyć przeszkodę.
— Zabrać mi te psy natychmiast! — zabrzmiał rozkazujący głos Sherlocka Holmesa. — Jeśli nie zabierzecie — strzelam!
— Bierz go Lux! Bierz go Hektor! — brzmiała odpowiedź.
Rozległy się dwa strzały rewolwerowe. Ponieważ dane były z nader niewygodnej pozycji, obydwa chybiły celu.
Ujadanie psów rozpoczęło się na dobre. Nagle