Strona:PL Lord Lister -04- Intryga i miłość.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
12

Kropla przepełniła czarę: Florence Goar nie mogąc wydusić słowa skinęła potakująco głową. Jej piękne błękitne oczy napełniły się łzami.
Wobec takiego przyznania rzekoma przyjaciółka zmieniła odrazu ton.
— A więc nie omyliłam się — rzekła świszczącym głosem — Kocha pani markiza? A gdybym pani powiedziała, że człowiek ten nie jest godzien miłości?, że jest to niebezpieczny złoczyńca, który tysiące razy znajdował się w konflikcie z prawem i który ma za sobą lata więzienia?
Florence oburzona, zerwała się z miejsca i dumnie wyprostowała się przed Mabel.
— To nie prawda! To niegodne kłamstwo!
Jak dziki kot, mała brunetka z zaciśniętymi dłońmi rzuciła się na dziewczynę:
— Niech pani cofnie natychmiast te słowa. Inaczej dowiodę pani przed ludźmi, że wszystko co mówiłam jest prawdą!
Florence Goar zadrżała. Myśli jej pracowały z gorączkową szybkością. Przypomniała sobie wszystko to, co uderzyło ją, jako niezrozumiałe w osobie i postępowaniu markiza: dziwna przepowiednia tajemniczego karła, kradzież milionów, odzyskanie ukrytego testamentu, pisanego przez jej ojca, — testamentu, który dostać się mógł do rąk jego tylko drogą kradzieży... Wszystkie te fakty nie zdołały jednak osłabić ani przez chwilę miłości ani zaufania, które żywiła wobec ukochanego człowieka. Kobiecym instynktem odczuła, że z Mabel Morton należy postępować ostrożnie. Wiedziała, że kobieta owa kochała również tego samego człowieka, i że zazdrość doprowadzić może do podłości.
— W jaki sposób dowiedziała się pani o tym? madame Morton — zapytała łkając.
Intrygantka wpadła w zastawione sieci. Sądziła, że odniosła już łatwe zwycięstwo nad młodą i niedoświadczoną dziewczyną. Czyż nie miała zresztą dawniejszych od niej praw do jego osoby? W wyjaśnieniach starała się przedstawić siebie w jaknajlepszym świetle. Była aniołem wybawicielem, który litościwą dłoń wyciągnął do człowieka, staczającego się w przepaść. Oczywiście, wyjaśnienia te odbiegały bardzo daleko od rzeczywistości.
— I oto taka spotyka mnie zapłata — rzekła z emfazą — Oto nagroda, że wyciągnęłam go z przepaści i wprowadziłam w świat uczciwy, z którego wyszedł już oddawna. Teraz zwrócił się do ciebie, szuka nowej ofiary... Opowiada ci te same kłamstwa, którymi kiedyś uwiódł moje serce!
Florence Goar, która w głębi serca nie myślała bynajmniej o oddaniu swego ukochanego, po mistrzowsku grała rolę do końca. Instynkt jej mówił, że z tej strony zagraża markizowi duże niebezpieczeństwo, i że tylko jej polityka może niebezpieczeństwo to odwrócić.
— Cóż mam robić? — płakała.
Mabel udawała, że się zastanawia. Wreszcie spoglądając w oczy młodej dziewczyny rzekła surowo:
— Jedyne co ci pozostaje: musisz porzucić tego człowieka i pozostawić mi go całkowicie! Raz już sprowadziłam go z błędnej ścieżki i przypuszczam, że uda mi się to uczynić po raz wtóry. Kocham go miłością czystą i bezinteresowną, chce z niego uczynić dobrego i szczęśliwego człowieka.
Piękne dziewczę schyliło swą jasną główkę. Florence, podziwiając sama swe zdolności aktorskie chwyciła obie ręce młodej kobiety i przycisnęła je do swego serca. Gdy rozstały się, każdy w swym sercu kryła jedną i tą samą myśl: za wszelką cenę zachować dla siebie miłość ukochanego człowieka.

Szulerzy

W najelegantszej dzielnicy Londynu w sąsiedztwie Pall Mall, markiz di San Balbo miał swoje mieszkanie. Była to mała willa, dziwaczna w stylu, położona w środku wspaniałego, dużego ogrodu. Panował w niej taki spokój i cisza, że możnaby uważać ją za niezamieszkałą przez nikogo.
Dwaj negrzy, pełnili rolę służby. Ludzi tych olbrzymiego wzrostu sprowadził podobno markiz ze swego kraju, aż z Vuelta.
Na pierwszym piętrze znajdował się gabinet markiza. Pokój ten umeblowany był z niezwykłą wspaniałością. Na ścianach wisiały wspaniałe dywany indyjskie i tureckie, na nich zaś cenna broń i trofea myśliwskie. Na podłodze leżały wspaniałe skóry zwierzęce, pochodzące ze zwierząt zastrzelonych przez samego markiza.
Brazylijczyk i przyjaciel jego, Rudge Fitzgerald, siedzieli tego wieczoru w gabinecie, pijąc doskonały koniak i zaciągając się dymem oryginalnej hawany.
— Jesteś smutny dzisiaj, drogi Charly — rzekł lord Lister, ponieważ to on był markizem — wygląda, jakgdybyś stracił zaufanie do swego przyjaciela. Może przegrałeś w karty?
Charley twierdzącą skinął głową.
— Czy dużo?
— Bardzo dużo — odpowiedział Charley zduszonym głosem.
— Nie rozumiem cię zupełnie — mój drogi — rzekł pseudo Brazylijczyk — znamy się tak długo, że mógłbyś mi wreszcie wymienić sumę... Zwracam się do ciebie poważnie, abyś mi powiedział, ileś przegrał?
Młody człowiek zawahał się przez chwilę i rzekł zgaszonym głosem:
— Przeszło dziesięć tysięcy funtów.
— Hm, hm — rzekł lord. — To rzeczywiście duża suma! Zwłaszcza, że idzie tu o dług honorowy, który winien być uiszczony w ciągu dwudziestu czterech godzin.
— Ale przecież ja nie mam ani grosza — jęknął jego przyjaciel.
— Całe szczęście, że nie mogę tego powiedzieć o sobie — rzekł lord Lister spokojnie.
Wyciągnął z portfelu dwanaście tysiącfuntowych banknotów i rozłożył je przed swym przyjacielem. Miał zamiar już schować zpowrotem portfel do kieszeni, gdy nagle wyjął zeń jeszcze trzy banknoty pięćdziesięciofuntowe i wręczył je młodemu Fitzgeraldowi:
— Zapomniałem, że brak ci zakładowego kapitału!
— Rudge walczył ze wzruszeniem. Zarzucił wreszcie ręce dokoła szyi swego przyjaciela i drżącym głosem wyjąkał słowa podzięki. Markiz uderzył go po ojcowsku po ramieniu i rzekł poważnie:
— Teraz, gdyśmy na szczęście załatwili tę głupią sprawę, chciałbym ci coś powiedizeć Nie będę ci czynił wyrzutów. Rozumiem, że istnieją przypadki, na które jesteśmy narażeni wszyscy i że wszyscy zależymy od kaprysów szczęścia. Oświadczam ci jednak,