Strona:PL Lord Lister -04- Intryga i miłość.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
11

ju każda okoliczność posiada doniosłą wagę. Jaka mianowicie była treść tej przepowiedni?
— O — przerwał dość niegrzecznie Holliday — mowa tu o rzekomym spirytystycznym seansie, który urządził nam, jeden z tutejszych gości.
— Chciałbym móc osobiście porozmawiać z tym panem — rzekł komisarz.
— Nic łatwiejszego — odparł lord Clifford — oto i on.
Ruchem głowy wskazał na markiza, który wychodząc z biblioteki, skierował się właśnie w stronę sali. Panowie przywitali się uprzejmym ukłonem. Lord przedstawił markizowi komisarza policji, który natychmiast zagadnął go na temat wspomnianego seansu.
— Czy jest pan medium?
— Istotnie. Uchodzę nawet za jedno z najbardziej wrażliwych mediów, zdolnych do umożliwienia kontaktu ludziom żywym z światem astralnym.
— Czy jest pan zwolennikiem tej ciekawej nauki? — zapytał raz jeszcze komisarz.
— Uważam, że wyjaśniłem przed chwilą panu komisarzowi mój pogląd na tę sprawę — odparł markiz lakonicznie.
— Proszę wybaczyć mi natarczywość mych pytań, markizie — tłumaczył śpiesznie komisarz. — W sprawie takiej, jak nasza, każdy szczegół ma znaczenie olbrzymie.
— O, rozumiem to doskonale... Jeśli to panu potrzebne, postaram się panu dokładnie opisać seans który miałem zaszczyt urządzić w tym zamku.
Komisarz wysłuchał z dużym zainteresowaniem ciekawego opowiadania i postanowił sam obejrzeć pokój, w którym odbył się seans.
— Czy nie mógłby nam pan wyjaśnić owego najdziwniejszego fenomenu: pojawienia się tajemniczego karła? — zapytał komisarz po drodze.
Markiz San Balbo wzruszył ramionami.
— Nam, spirytystom, wystarcza następujące wyjaśnienie: Niektórzy ze zmarłych potrafią zmaterializować się w formie takiej, która jest dostępna dla zmysłów zwykłych śmiertelników. To, że duch materializując się przyjął formę karła — jest sprawą czystego przypadku.
Komisarz przyjął to wyjaśnienie do wiadomości. Z jego nieruchomej twarzy nie można było wyczytać żadnego wrażenia. Zadowolił się pobieżnym obejrzeniem pokoju i wraz z obu panami powrócił do jadalni, gdzie nakryto właśnie do śniadania. W tej chwili pojawili się sir Edward Touston i Rudge Fitzgerald, którzy wyrazili chęć wyjazdu do Londynu natychmiast po śniadaniu. Lord Clifford wyraził swój żal z powodu ich odjazdu, lecz wyczuć było można że obecność nawet najlepszych przyjaciół jest w chwili obecnej dla lorda ciężarem. Mimo pozorów zdrowia i żywości — lord nie był już młody. Wypadki ostatniej nocy zmęczyły go i zdenerwowały: tęsknił za spokojem i odpoczynkiem. Nikt więc się nie zdziwił, że również i inni goście, między którymi znalazł się pułkownik Goar i markiz di San Balbo, zapowiedzieli swój wyjazd Jedynie miss Florence, ku wielkiej radości swej przyjaciółki — Lilith Clifford wyraziła chęć pozostania jeszcze kilka dni. Pułkownik, zwykle sprzeciwiający się wszelkim jej planom, tym razem bez szemrania zgodził się na jej propozycję. Obojętnie zezwolił i na to, że natychmiast po śniadaniu dziewczyna znikła wraz ze swą przyjaciółką. Zaniepokił się dopiero wówczas, gdy spostrzegł, że również i markiz opuścił salę jadalną.
Nie mylił się, przypuszczając, że jasnowłosa Florence i Brazylijczyk mieli sobie nawzajem dużo rzeczy do powiedzenia na pożegnanie.
Stali tuż przy sobie w wnęce okiennej z rękami splecionymi, oddzieleni od wzroku ciekawych ciężką jedwabną portierą. Brakło im słów aby wyrazić to co czuli. Z pięknych oczu Florence płynęły łzy. Łkała myśląc o rozstaniu... Serce jej przepełniały smutne przeczucia na temat przyszłości. Brazylijczyk pocieszał ją jak mógł, zapewniając o rychłym swym powrocie. Byli tak pochłonięci swą rozmową, że zapomnieli o otaczającym ich świecie Żadne z nich nie usłyszało zbliżających się kroków, które zatrzymały się w odległości dwuch metrów od okna. Twarz wykrzywiona zazdrością, para oczu błyszczących nienawiścią zwróciły się ku nieświadomej niebezpieczeństwa parze. Mabel Morton nachyliła się, podsłuchując co szeptali sobie zakochani. Nie słyszała dokładnie słów, lecz to, co widziała wystarczyło, aby w sercu swym uczuła ukłucie. Nagle jakaś myśl przyszła jej do głowy. Jak cień, uciekła z pokoju i wróciło do jadalni.
— Droga moja przyjaciółko — rzekła, siadając obok lady Clifford — słyszałam, że Florence Goar zostaje u państwa jeszcze kilka dni. Jakkolwiek bagaże moje są gotowe, chętnie bym poszła za jej przykładem. Obawiam się jednak, że obecność obcych osób może być dla państwa zbyt uciążliwą.
Zatrzymała się, jakgdyby nie potrafiła dokończyć rozpoczętego zdania. Stara dama, zapewniła ją z pośpiechem, że nie powinna mieć najmniejszych skrupułów i że ona, Mabel Morton, nie jest już przez rodzinę Cliffordów uważana za obcą osobę.
Intrygantka została. Nikt z pewnością nie rozpoznałby w wytwornie odzianej damie, dziewczyny, dziewczyny, która obdarta i w brudnych strzępach przebiegała ongiś Whitechapel. Zostawszy aktorką w jednym z teatrzyków przedmieścia, potrafiła usidlić starego arystokratę, który ożenił się z nią. Umarł on wkrótce po ślubie, zostawiając młodej wdowie ogromną fortunę. Od tego czasu Mabel Morton, poczęła postępować ostrożnie. Przebiegła i sprytna, potrafiła utrzymać się na trudnym dla siebie stanowisku społecznym. Uczęszczała regularnie do kościoła, dawała jałmużnę — ale zawsze w sposób głośny i rzucający się w oczy. Potrafiła nader sprytnie brać się do dzieła. Gdy tylko goście opuścili Rastinghouse posłała swą pokojową do miss Florence Goar z prośbą, aby przyszła ją odwiedzić. Prośba ta usprawiedliwiona była wiekiem i stanowiskiem mężatki, wobec czego miss Florence przyjęła zaproszenie. Rozmowa zwróciła się szybko na kobiece tory: zastanawiano się nad modą, teatrem i ploteczkami. Bez trudu udało się Mabel Morton zahaczyć o temat, który interesował dziewczynę najbardziej, a mianowicie na markiza di San Balbo.
Po zręcznych komplementach, którymi ujęła serce zakochanej dziewczyny, Mabel Morton dodała:
— Szkoda wielka, że nie mogę wyzbyć się wobec tego człowieka uczucia pewnego niepokoju. Trudno mi uwierzyć, że jest on tym, za którego się podaje.
Dziewczyna zbladła, i zaprzeczyła gorąco.
— Chciałabym móc przyznać pani rację — rzekła madame Morton z uśmiechem — Niestety, to co wiem, potwierdza moje przypuszczenia. Zdaje mi się, że pani interesuje się bardzo tym człowiekiem?