Strona:PL Linde - Słownik języka polskiego 1855 vol 1.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czujemy całą ważność i potrzebę pierwszego z pomienionych tu zadań, bo mimo uwielbienia dla Lindego nie czyniliśmy sobie pod tym względem żadnych illuzyj. Linde ujął filologię w tym punkcie, na którym umiejętność ta przed pól wiekiem zostawała. Posunął ją na przód swemi pracami, i wpłynął na jej rozwój późniejszy; ale w zasadach swoich ma jeszcze nie mało z tego, co w żaden sposób pogodzić się nie da z dzisiejszem jej stanowiskiem. Inaczej też być nie mogło. Uczeń teologo-filologa, Morusa, nie mógł pozostać bez wpływów jego na swe zapatrywania się. Od owych atoli czasów zaszły w tej umiejętności zmiany stanowcze. Aby tylko o główniejszych napomknąć, dość jest powiedzieć, że materyał języka uznano za rzecz podrzędną, a za rzecz główną jego organizm i rozwój: hebrajszczyzna więc, do której za pierwiastkami języków całego świata rozpędzano się, musiała stanąć na boku. Nie ma ona z ojczystym naszym językiem nic spólnego, prócz kilku wyrazów wyjętych żywcem z biblii. Natomiast niezmiernie rozszerzona znajomość języków i głębsze ich zbadanie dozwoliło zaprowadzić pewien, na zasadach oparty, podział ich na grupy czyli rodziny, w skutek czego wykryły się nowe do naszego języka powinowactwa i analogie. Nakoniec same dyalekty słowiańskie na które za czasów Lindego zapatrywano się powierzchownie, i zwykle je z sobą gmatwano, zostały już po wyściu jego Słownika poznane należycie i stosownie do tego podzielone.
Uznając wszakże jak dalece zupełne Słownika tego przerobienie byłoby pożądane, nie należy zapoznawać warunków należytego pracy tej dokonania. A najprzód, podołaćby jej mógł ten tylko, coby obok rozległych, wyłącznie filologicznych studyów i udowodnionych, wyszczególniających zdolności posiadał żelazną prawie wytrwałość, a był w stanie oddać się swobodnie temu przedmiotowi przez lat kilkanaście. Jednem słowem, podołałby temu drugi Linde. Nie wątpimy że przy powszechnem dziś u nas zamiłowaniu języka ojczystego, znajdą się prędzej lub późnie] zdolni rodacy, co zechcą wyłącznie na tem polu szukać swojej zasługi; niewątpimy że kiedyś posiadać będziem w tym rodzaju dzieło doskonalsze nawet niż Słownik Lindego, ale dziś ani o takich pracownikach, ani o dziele takiem zgoła nic nie wiemy; a byłaby to z naszej strony lekkomyślność nie do przebaczenia, gdybyśmy w takim stanie rzeczy, dziełem Lindego, z wysokim zmysłem słownikarskim, z sumiennością i konsekwencyą organicznie dokonanem, zarozumiale pomiatając, chcieli się wdawać w jakieś filologiczne improwizacye.
Powtóre, praca któraby znaczną część życia jednego lub więcej pisarzów zajęła, potrzebowałaby być odpowiednio wynagrodzoną, nimby o jej druku pomyśleć można. Czy Zakład w dzisiejszem swojem położeniu mógł coś podobnego przedsiębrać? to z tego, co się wyżej już powiedziało, każdy łatwo osądzi.