nego kapitału, ale od przywileju większej urodzajności i korzystniejszego położenia. Zysk ten nazwano rentą gruntową. Jest to teoryja, rozwinięta z całą szczerością przez Dawida Ricarda. Wykazał on, że w miarę wzrostu ludności udział robotnika w dochodach, otrzymywanych z ziemi, zmniejszać się musi, kiedy tymczasem udział właściciela ziemskiego powiększać się będzie.
Przeciwko tej teoryi powstała cała burza. Carey starał się dowieść, że wszelka renta jest dochodem od wyłożonego kapitału. Bastiat skwapliwie uczepił się tego twierdzenia, wywodząc, że wszystkie kapitały dają rentę, i że jest ona wynikiem monopolu naturalnego, a więc prawnego.[1] Istotnie, Bastiat mimochcąc wypowiedział prawdę. Większy kapitał w stosunku do mniejszego, prócz zwykłego procentu przynosi jeszcze osobną nadwyżkę zysku. Jest to fakt, na który codziennie patrzymy. Jeśli obok siebie istnieć będą dwa jednakowe przedsiębiorstwa, to rozporządzające większym kapitałem przynosić będzie, prócz wspólnego im dochodu, jeszcze nadwyżkę zysku, płynącą z większej możności czynienia rozmaitych oszczędności. Przedsiębiorca, posiadający większy kapitał, może użyć tam machiny, gdzie drugi musi ograniczać się pracą ręczną; może materyjał surowy kupować z pierwszej ręki, kiedy drugi od przekupniów nabywać go musi;
- ↑ P. Au — jak zwykle — plącze się w swych wywodach. Przyznaje, że „zamilknąć muszą, wszelkie zaprzeczenia istnienia renty gruntowej, a Bastiatowemi sofizmatami nie godzi się bronić dobrej sprawy (nędzy i wyzyskiwania) wobec socyjalistów“. „Na szczęście — mniema nasz zapamiętały krytyk — istnieją silniejsze argumenta przeciwko socyjalistom, aniżeli owe nieszczęśliwe eskamotowanie prawdy.“ Tym argumentem ma być prawo własności (oczywiście, prywatnej) w ogóle i prawo spadku. Zobaczymy, że to argument jest bardzo słaby. Wkrótce jednak p. Au zapomniał, co mówił o istnieniu renty gruntowej, i dalej twierdzi, że „darmo właściciele nie posiadają ziemi, darmo więc też nie biorą renty“. A czegóż chciał Bastiat w swoich sofizmatach?