Strona:PL Leo Belmont-Rymy i rytmy t.3.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W zielonych lasów gęstwinie
Doganiasz i w sieci strącasz…
I mędrców spokój zamącasz,
Zrywając wieńce z ich czół!

Gdy cicha panuje noc,
Małżonka w swem sercu czystem,
Palona tchem twym ognistym,
Miłości odczuwa moc;
I na swem łożu samotnem,
Ponętnym oddana snom,
Drży pod dotknięciem pieszczotnem,
Marząc, że wchodzisz w jej dom.

Ugodzon pociski twemi,
Nim nadszedł znikomy kres,
Wszelki śmiertelnik na ziemi
Oczy miał mokre od łez,
I patrząc na krwi obfitość,
Z otwartych płynącą ran,
Twą ostrą swawolą gnan
Głośno cię błagał o litość.

Lecz ty nie zrywasz swych sideł,
Ty nigdy nie zwijasz skrzydeł,
Nigdy nie scicha twój szał.
Więc w szczytnej niebios krainie
Drżą nieśmiertelne boginie
Przed mocą promiennych strzał.