Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

...»Trudno w Europie o społeczeństwo, ktoreby posiadało taki dar obrzydzać sobie własną — z przeproszeniem — miskę i psuć sobie apetyt do koniecznej strawy codziennej. A jednak w tej misie codziennej bywają często kąski wcale smaczne i pożywne. Nie sądźcie, abym w obronie swojskich zacierek zamiast pasztetu, swojskich perkalików zamiast obcej nam wełny — żebym chciał pozbyć się „wyższego gustu“. Nie, ale poco zaraz wydziwiać? Ty sobie, grymaśniku, znajdź jaki smaczny i pożywny kąsek, zjedz sobie rosołku, ćwikiełki, flaczków — z przeproszeniem — posil się we własnem korytku, a potem możesz sobie i pomarańczki kupić i nawet sam po nią pojechać. Ale ty zaraz grymasisz: a gdzieindziej tak, a gdzieindziej owak, a to ja wolę nic nie jeść, niż swojskie — z przeproszeniem — paskudztwo — mówisz?... A fe! A to tylko źle wychowanym dzieciom zachciewa się czegoś innego, lepszego! To wamby się chciało w zimie majowego — z przeproszeniem — słonka, kiedy macie ciepły piecyk? A poco to? a naco to?«...
— O, tak mi, panie, pisz, to rozumiem! Flaki? — dobra rzecz!... Ćwikła — mój klejnot, symbol zdrowia, z kruchym kawałkiem — pi, pi!... Dobre i swojskie. O takiej mi sztuce pisz, a nie o jakichś tam faramuszkach...