Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Miał Chłopiec kochankę, w której wszystko było dobre i piękne. Jeden tylko szpecił ją narów: gdziekolwiek znalazła kałużę błota, zaraz w nią właziła i nuż się babrać. Długo tak było, aż Chłopiec powiada: »Kiedyś taka, to ja ciebie nie chcę«. I poszedł sobie daleko, daleko.
Ale był to Chłopiec niemądry i nie wiedział, że jak się kocha, to się kocha, bo niema tej winy, którejby nie przebaczyło kochanie. Więc, w samotności, darmo przypominał sobie zły narów kochanki: o kochaniu jej zapomnieć nie mógł. Płakał, tęsknił i mówi: »Już nie mam cię, moja kochanko!... O jakże cię pragnę, chociażbyś samym była brudem! Gdzie ty? co robisz? Jakie masz sukienki?... Tak mi żałośnie, smutno bez ciebie i gorzko«.
Usłyszał te lamenty Czarownik.
— Czego płaczesz, dobry Chłopcze? — spytał.
— Jakże mi nie płakać? Tej którą kocham, niemasz przy mnie!