Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odjechał. Artysta stawił się na godzinę oznaczoną przynosząc, wraz z wiadomością pomyślną o zdrowiu księżny, zaprosiny dla Lecha na obiad do niéj.
— Coś jednak jéj było... — rzekł ten ostatni.
— Była wzruszona... list jakiś z Petersburga otrzymała... przy śniadaniu zachowywała milczenie...
Lechowi wnet na myśl przyszedł książę i zamach. Nie dopytywał się więc Lackiego daléj i zagabnął go o owe zapowiedziane pomówienie.
— Chcę panu — zaczął Czech — dać do rozstrzygnięcia kwestyą jednę, którą rostrzygnąłem przez pół, nie jestem jednak pewnym sam siebie... Kwestyą tę mam od księżny... postawiła mi ją przed wycieczką jeszcze, dała czas do namysłu i wczoraj odbyliśmy spór walny, który szalę na jéj przechylił stronę... Zastrzegłem jednak sobie opinię pańską, przed powiedzeniem ostatecznie, tak, albo nie...
— O cóż chodzi?.. — zapytał bohater nasz.
— A o Petersburg... Księżna postawiła kwestyą tak: ponieważ za zadanie muzyce wyznaczam zbratanie ludzi, zatem nie godzi się, ażebym z ogółu ludzkości wykluczał jednostki pewne... I monarchowie są ludźmi... I ich należy powołać do zespólenia się z ogółem, a należy tém bardziéj, że w nich tkwi przeszkoda najgłówniejsza... Niech więc i na nich działa ta potęga tajemnicza, za pomocą któréj Orfeusz łagodził dzikie zwierzęta i w piekle Cerbera uśpił... Tak księżna rzecz tę przedstawia... Cóż pan na to?..
— Księżna ma racyę... — odpowiedział Lech bez wahania.
— A order?..
Lech ramionami wzruszył.
— Order carski uważałbym sobie za ań ę... Jeżeliby ednak car mi go dał, a ja odrzucił, w takim razie zepsuł-