Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cieszę się mocno i szczerze z odwiedzin pana... — odezwała się tonem uprzejmości wielkiéj.
— Ja zaś — odrzekł Lech natychmiast — cieszę się ze sposobności podziękowania wam, mości księżno, za wolność, któréj obecnie używam...
— Bagatela... — odparła od niechcenia — nie mówmy o tém...
— Pozwól mi jeno słów kilka dodać... — proszącym tonem przemówił młody człowiek.
— Udzielam panu pozwolenia tego... tylko się pan spiesz...
— Dziękuję pani we własném, bardziéj zaś w matki mojéj imieniu... Bez zainterweniowania twego zacna jedna niewiasta pędziłaby dnie życia swego w boleści niewysłowionéj... Dzięki tobie, mościa księżno, odry...
— Dosyć... — przerwała piękna pani pół seryo, rękę ku Lechowi wyciągając. Nadużywasz pan pozwolenia mego... Zamiast słów kilku, wypowiedziałeś kilkanaście, może kilkadziesiąt, dziękując mi za rzecz, w saméj sobie prostą i naturalną... Udało mi się przypadkiem, najwyraźniéj przypadkiem, naprawić jeden z tych błędów rządowych, których, mówiąc nawiasem, rząd nasz popełnia ilość niemałą... Moja, a raczéj księcia, małżonka mego, pozycya dopomogła mi w téj sprawie, która nie naraziła mnie na żadne trudy ani zachody, a wynagrodziła przyjemnością, jakiéj doznałam w poznaniu matki pana, jakiéj doznaję, oglądając pana w samotni mojéj...
— Pani... — zaczął Lech.
— Ani słowa w materyi téj więcéj!..
Wyprostowała się i paluszek do góry podniosła, przybierając dobrotliwie-groźną postawę, z którą przypominała nieco panią Agar w roli Atalii.