Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obecność téj pary, która się nagle pojawiła, do porządku niejako bohatera naszego przywołała. Spojrzał i od pierwszego oka rzutu poznał, że dwoje tych ludzi nie są to pierwsi lepsi. Wiało od nich dystynkcyą, którą w pani cechowało coś egzotycznego, coś nieeuropejskiego, a przecież doskonale Lechowi znajomego, coś takiego co dla oczów jego było magnesem. Spojrzał na nią raz, spojrzał raz drugi, ona zaś, nie zważając na niego bynajmniéj, obchodziła pomnik do koła, zatrzymywała się i, wskazując parasolką, uwagi czyniła. Mówiła po francuzku, głosem czystym i wdzięcznym, co to sam przez się jest, niby śpiew syreny. Lechowi w słuch następujące wpadły wyrazy:
— Widzisz pan... ci Polacy!... noszą Polskę swoję ze sobą... Oto znaleźli sobie wzgórze, na którém symbol ojczyzny wystawili, światu na pokaz, Rossyi na urągowisko...
— Świadczy to o ich niczém nie złamanéj żywotności... — rzekł młody człowiek.
— Tak... o tak... Żywotność ta atoli nie przedstawia się tu nader estetycznie... Ta kolumna, ten orzeł, ten piedestal... jest im do zarzucenia wiele pod względem harmonii, więcéj jeszcze pod względem myśli, która z dzieła sztuki przemawiać powinna językiem dla każdego zrozumiałym...
— Monument ten przemawia językiem patryotyzmu... wtrącił mężczyzna, który pomnikowi przypatrywał się uważnie. Patryotyzm ma język swój osobny, który na poszanowanie zasługuje...
Dama nie odpowiedziała na to nic, obchodziła pomnik ze strony przeciwnéj téj, z któréj stał Białoorłowicz, i wychodząc z poza kolumny, patrzała nie na kolumnę, ale na niego. Zmierzyła go spojrzeniem od stóp do głowy i utkwiła weń oczy. Lech, zwrócony do niéj bokiem, nie widział tego, kiedy zaś oczy na nią zwrócił, wzrok jéj padał wprawdzie na