Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tę chwilę wyroczną, w któréj, nie posiąść ją, ale wynurzyć jéj będzie mógł przepełniające pierś jego uczucia. Odkładał to, aż się jéj żałoba skończy, myśląc że wówczas śmielszym, rezolutniejszym będzie.
Bywając codziennie prawie, robiąc razem wycieczki, przechadzki i przejażdżki, widując ją w rozmaitych potocznego życia warunkach, zżył się z nią i tego nabrał przekonania, że zna ją na wylot, że wie o niéj wszystko, że w niéj dla niego nie ma tajemnicy żadnéj, ani tu w Genewie, ani w Petersburgu ani w Rossyi, ani nigdzie na świecie. Stosunki jéj rodzinne i stosunki światowe stały przed nim otworem. Ileż to razy dawała mu korespondencye swoje do czytania! ileż razy wyręczał ją w odpisywaniu na listy! Z tego nawet powodu przezywała go sekretarzem swoim i nieraz otrzymywał od niéj bileciki, wołające go na pomoc w potrzebach nagłych, zachodzących zwykle przed jakąś dalszą nieco wycieczką, lub téż po dokonaniu takowéj. Ufność, jaka go nauczyła, była zupełną.
To téż ufność ta podtrzymywała nieco najmocniéj nadzieje dosięgnięcia kiedyś celu najgorętszych pragnień swoich. Tymczasem zaś płonął na powolnym ogniu, wypalając w sobie to, co w nim najżywotniejszego było we względzie tak moralnym, jak fizycznym. Zdrowie nawet szwankować mu poczynało; potrzebował już środków tonicznych do podtrzymywania sił: surowych mięs, mocnych trunków i długiego sypiania.
Plucha zaczęła się z wieczora i przeciągnęła do ranka. Na to żeby w dzień wyjaśnić się miało, ani się zanosiło. Deszczyk drobny wciąż mżył, wiatr chłodny pociągał. Nasz Lech spał w nocy nieosobliwie, dopiero nad rankiem zasnął jak należy i o siódméj pozostawał zupełnie na dobre w objęciach