Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w oczy; pod postacią kokieteryi, doprowadzonéj do stopnia doskonałości najwyższego, kokieteryi wyrachowanéj, zimnéj, okrutnéj, litującéj się nad okaleczałem kociątkiem w tym celu, ażeby zgubić człowieka.
Lech razy parę zaczepiał ją we względzie zamiarów swoich matrymonialnych; zawsze ona umiała go uprzedzić i materyą tę odwrócić, ukazując w dali nadzieję, w kształcie światełka, łudzącego zbłąkanego wędrowca.
Nie unikała jednak rozmowy o słodyczach małżeńskiego pożycia.
— Nie zaznałam takowych... — mówiła z tęschnoty akcentem. W połączeniu z księciem brakło tego węzła, co dwie istoty w jedno spaja... Książę kochał mnie, ale, dawny huzar, starszy odemnie o lat dwadzieścia parę, kochał trochę po huzarsku, a chociażby był kochał inaczéj, to, oddany całkowicie sprawom państwa, zaniedbywać mnie musiał... Właściwie między nami pożycia nie było... pożycia takiego, jak rozumiesz, zawsze razem, jedno obok drugiego, w ustawiczném spojeniu myśli i uczuć...
Wynurzaniu temu towarzyszyły spojrzenia, rzucane w miejscach właściwych i topione w oczach Lecha, które go kipiątkiem oblewały.
— Egoistką jestem... — innym mówiła razem — wymagam dla siebie miłości całéj, bezpodzielnéj, niezmiernéj; a, żem nie pensyonarka, trzepocąca skrzydełkami do pierwszego lepszego „kocham“, spotkanego na rozdrożu, więc...
Ciąg dalszy tego wykładu znajdował Lech w spojrzeniu, powiadającém wyraźnie: „Kocham ciebie, ale, w celu przekonania się czy ty kochasz mnie, przeprowadzam cię przez próby ognia i wody... Wytrwaj... wytrzymaj...
Och! trwał Lech i wytrzymywał. Drugi niby Herkules, prządł kądziel u nóg Omfalii — zasługiwał się i czekał na