Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

koloru złota, krwi lub rdzy, oświetlona cudownem, fosforycznem światłem dwóch księżyców, budziła przygniatające uczucie wspaniałości i smutku. I w tym złocistym lesie białe i niebieskie drzewa wyglądały jak widma, poruszające smutnie rękami, lub jak młode zabłąkane księżniczki, których białe szaty rozwiewał lekko wiatr leśny.
Ponad tem wszystkiem niebo czyste — dokoła zaś śmiertelne milczenie, zaledwie zakłócane nieokreślonemi szmerami lasu i ziemi, które niedawno tak zatrwożyły Roberta: łkanie wiatru w gałęziach, szelesty skrzydeł, jakieś gryzienie, chrapanie — odgłosy ukrytego życia miejsc dzikich i odludnych.
Robert podziwiał długo ten wspaniały krajobraz; jego milczenie i wspaniałość przenikały go mimowoli i czuł jakiś dziwny strach.
Chciałby głośno wypowiedzieć swoje uczucia, lecz żal i rozpacz ściskały mu gardło.
Przygnębiony poczuciem samotności, rozglądał się gorączkowo dokoła i byłby wszystko na świecie oddał, byle mieć teraz przy sobie przyjaciela, ba, zresztą obojętnego człowieka, a nawet — wroga! Niechby tylko był ktoś, z kim możnaby się podzielić przygniatającem i uroczystem wrażeniem.
Usiadł na mchu pięknym i miękkim, rdzawo-złocistym, który wszędzie tam napotykał — i próbował raz jeszcze przezwyciężyć ogarniające go przygnębienie.
Trwożyło go i to, że pomimo wytężania wzroku na wszystkie strony, nie odkrył nigdzie śladu mieszkań ludzkich; ani dymu, ani światła, ani lepianek najuboższych, choćby dzikich ludzi — nic, coby zdradzało obecność istot inteligentnych. Samotność zupełna, dzika i wspa-