Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na wszystkich spotykanych płaszczyznach, poczem znów piął się w górę, korzystając z najmniejszego krzaczka, lub kępki czerwonawej trawy, aby się wciągnąć nieco wyżej.
Doszedłszy do szczytu wybrzeża, zatrzymał się zdumiony. Wysoki las, o liściach czerwonych i żółtych, w którym rozróżniał buki i leszczynę, kołysał się dokoła niego. Nie było jednak śladu drogi, ani nawet ścieżki, któraby wiodła do jego wnętrza. Czerwonawe jeżyny, maliny o rumianych liściach, mchy brunatne rosły razem, tworząc nieprzebytą gęstwinę roślinności. Na widnokręgu przesłonionym mgłami, morze rozciągało się między dwoma przylądkami porfiru, zamykającemi dalszy widok.
Zdziwiony przeważającym w tym krajobrazie kolorem czerwonym, Robert doznał dziecięcej prawie radości znalazłszy się w głębi lasu. Myślał, iż jest w Kanadzie, ponieważ czytał, że w tym kraju znajduje się wielka ilość roślin o czerwonem uliścieniu.
Obmyślił natychmiast plan dalszego postępowania.
— Przejdę ten las — rzekł sobie — w linji prostej, idąc ciągle na południe, kierując się słońcem i gwiazdami. W ten sposób muszę się znaleźć w południowej części tego kraju, gdzie są wielkie miasta i koleje żelazne. Choćby mię porzucono w blizkości strefy podbiegunowej, to przecież po jakich ośmiu dniach drogi muszę napotkać jaką wioskę Eskimosów, albo karawanę myśliwych, handlujących futrami lub poszukiwaczy złota.
Przed puszczeniem się w drogę, Robert postanowił zrobić dłuższy odpoczynek w lesie. Zjadł nieco wielkich malin złotego koloru i czarnych porzeczek,