Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chytry bramin, rozpromieniony radością, która mu piersi rozsadzała, wziął na ramiona nieruchomego Roberta i zaniósł go do krypty, zamieszkanej przez Fara-Sziba i jego towarzysza.
Na widok przełożonego obaj wstali z uszanowaniem z maty, na której siedzieli, a Fara-Szib spytał:
— Czego potrzebujesz, mistrzu?
— Widzisz tego człowieka? Powierzam ci go; czuwaj nad jego życiem, gdyż jest mi ono potrzebnem. Niech nie dozna żadnej krzywdy!
Musisz go wprowadzić w ten sam stan, w jakim się znajdowałeś przez parę miesięcy, gdyś był pogrzebiony żywcem. Trzeba, ażeby przez czas możliwie długi nie potrzebował powietrza, ani posiłku, oraz aby w przypadku zranienia nie czuł żadnego bólu.
— To jest niepodobieństwem. Ja byłem do tego przygotowany przez długie lata, spędzone na umartwieniach i rozmyślaniu; lecz obawiam się, że to ciało, tak mało uduchowione, nie wytrzyma próby.
— Chcę tego! — rzekł bramin stanowczo.
— Spróbuję, mistrzu!
— Ile potrzeba na to czasu?
— Przynajmniej miesiąc.
— Dobrze. Pamiętaj o mojej woli!
Po tych słowach wyszedł Ardavena, wracając do swej celi, z płomiennym wzrokiem i twarzą rozjaśnioną uśmiechem tryumfu.

Katastrofa.

Upłynął miesiąc. Nikt przez ten czas nie widział inżyniera Darvela; natomiast zaszła wielka zmiana