Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdy na pogodnem niebie widział Ziemię, jako gwiazdkę drobną, myśli jego ulatywały w przestworza i wszystkie Marsjanki o różowych, okrągłych twarzach i dziecinnym uśmiechu, były mu najzupełniej obojętne.
Lecz Eoja z każdym dniem mizerniała coraz bardziej (Uau, jej dziadek, opowiadał ze smutkiem, iż obecnie na jej ubranie starczy połowa dawnej ilości skórek ptasich), a ponieważ już się poduczyła nieźle francuskiego języka, zanudzała Roberta swemi naiwnemi opowiadaniami.
Stroiła się teraz wykwintnie, w piękne futra z najjaskrawszych piór, naszyjniki z drobnych ziarnek, błyszczące kamyki — lecz to wszystko, niestety, nie zachwycało Roberta.
Robert był coraz więcej tem wszystkiem znużony i często przedsiębrał długie wycieczki łódką, ażeby się oderwać od tych kłopotów.
W ten sposób poznał większą część północnych krain planety i naszkicował ich topografję.
Były one dość jednostajne: wszędzie nieskończone lasy o złoto-czerwonych liściach i również nieskończone bagniska, pustkowia, jeziora... Gdzieniegdzie spotykał ludzi, lecz wszyscy byli do siebie podobni: niezgrabni, głupowato uśmiechnięci, ociężali...
Wiedział, że na południu planety istnieją kraje o przepysznej roślinności; lecz przewoźnicy odmawiali stanowczo płynięcia w tamtą stronę i twierdzili, iż te kraje były pod władzą Erloorów i innych, również groźnych istot.
To wszystko jednak, zamiast zniechęcić Roberta, podniecało tylko coraz bardziej jego ciekawość.