Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tę wspaniałą ruinę okrywała bujna, przepyszna roślinność: czerwone bluszcze, buki, brzozy, otulały ją płaszczem zieloności, zakrywając rany, zadane przez czas, jakby chcąc przeszkodzić ostatecznemu rozpadnięciu się jej w gruzy. Marsjanie oddalili się ze zgrozą od tych ruin, wśród których potworne postacie Erloorów, wyrobione z niesłychanem podobieństwem, rozwijały na sklepieniach swe skrzydła olbrzymie, lub oplatały kolumny, owijając się dokoła nich.
Napróżno Robert łamał sobie głowę, chcąc rozwikłać różne sprzeczności, mające związek z ową ruiną.
Jak pogodzić istnienie takiej budowli, niezaprzeczenie dzieła wielu artystów i uczonych, ze znikczemnieniem, jeśli nie zezwierzęceniem mieszkańców tej planety? A te kanały, budowane z taką sztuką?
Przypuściwszy nawet, że kopały je olbrzymie, dziwaczne Roomboo, to jakiż gienjalny inżynier nakreślił ich plany, oznaczył ich rozmiary i kierunek, kto je obłożył olbrzymiemi bryłami kamieni regularnego kształtu? Przecież nie ślepe Roomboo!...
— Bezwątpienia — rzekł do siebie Robert — patrzę na ślady i ruiny starożytnej, kwitnącej niegdyś cywilizacji, która teraz powoli powraca do stanu barbarzyństwa!
Przybywano znów do nowej wioski — i to przerwała jego rozmyślania. Znów go tu czekało to samo przymusowe widowisko zapału ludności, okrzyki na cześć jego, uczty...
To wszystko straciło już powab nowości, było tylko ciężkim przymusem...
— Teraz pojmuję — szepnął — skąd pochodzi troska, zaciemniająca twarze wielkich tego świata i to nawet