Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Robert, chcąc zachować swoją powagę i wyższość, nie czekał ogólnego podziału; nałożył na swój półmisek najlepszy kawał wołowiny, kilka kawałków kaczek, oraz dropi, dodał do tego największe i najlepiej upieczone kasztany — i wszystko to zaniósł do swojej chaty.
Jadł więc sam, nie mieszając się z tłumem biesiadującym, aby zachować pozór istoty wyjątkowej i winszował sam sobie swej energji oraz przytomności umysłu.
Zrazu jadł jak żarłok: głód i ciężkie niewygody ostatnich czasów dały mu szalony apetyt — wszystko mu smakowało wybornie i miał wrażenie, iż się nigdy nie nasyci.
Z zewnątrz dochodziły go głosy radosne, tłumione pochłanianem łakomie jedzeniem; to ludność wioski wyrażała swój zachwyt z posiadania ognia i smacznego jedzenia.
Robert czuł całą swoją wyższość nad tymi biedakami — postanowił też zaznajamiać ich stopniowo z temi zdobyczami cywilizacji, które mogły im być potrzebne.
— Poczciwi ludziska! — szepnął z rozrzewnieniem. — Nauczę ich wielu, wielu rzeczy... Najprzód pokażę im, jak się robi garnki, gdyż ich naczynia są zanadto pierwotne i niedołężne! Potem przyjdzie kolej na stolarstwo — niech mają przynajmniej ławki i stoły... A później, później... znajdę prawdopodobnie rudę żelazną i miedzianą między skałami, (a czemużbym nie miał znaleźć złota, platyny, lub radu), nauczę ich sztuki wytapiania i obrabiania metali. Co za rozkoszna rzecz, budować, cegiełka po cegiełce, nową cywilizację, przechodzić szybkim krokiem te okresy, które z takim