Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ich do stosu, który teraz wybuchał jak pożar i wyciągnąwszy ręce, począł je grzać przy ogniu.
Marsjanie naśladowali go z rozkoszą i tak ochoczo, że ich musiał nieco odciągnąć, aby sobie nie poparzyli rąk.
— Nie omyliłem się — mruknął, patrząc na nich z litością — ci biedacy nie znają dobrodziejstw ognia... Trzeba więc, abym był dla nich Prometeuszem!
I uśmiechał się na myśl o radości, zdziwieniu, jakich napewno będzie świadkiem. Na początek, wziął ze swej «spiżarni» ćwiartkę surowego mięsa i osadziwszy je na kiju bukowym, jak na rożnie, zaczął je piec nad żarzącemi się węglami.
Wkrótce przyjemny zapach uderzył powonienie Marsjan, którzy zbliżyli się z zajęciem, uśmiechnięci, spoglądając pożądliwie na dopiekające się mięso.
— Wybornie! — zawołał Robert, zapominając, że nie może być zrozumianym — oto jest pieczeń z rożna, tak znakomita, jakiej nie kosztowaliście zapewne nigdy! Ale trzeba wszystko robić porządnie — oto tak!
I łącząc czyn do słów, ostrym kawałkiem łupku odkrajał dwa zrazy soczystego mięsa i podał je swym gościom, którzy nie dali się prosić i zajadali z apetytem.
Na ich twarzach malowało się tak radosne zdziwienie, iż znać było wyraźnie, iż biorą Roberta za jakąś wyższą istotę.
Uau chylił przed nim głowę z uszanowaniem, a Eoja całowała pokornie jego ręce.
Podczas, gdy tych dwoje dojadało resztki mięsa, «wyższa istota» naścinała sitowia i trzciny, a uplótłszy z nich naprędce niezbyt wprawdzie zgrabny, lecz mocny koszyk, wyłożyła dno jego kawałkami