Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się jednak w odległości, zabezpieczającej go od uderzeń improwizowanej maczugi. Robert całą swą uwagę zwrócił na tę nową taktykę potworu, gdy wtem uczuł ostry ból w nodze: dotknął się tego miejsca i stwierdził ze zgrozą, iż drugi głowonóg, zagrzebany w piasku, otoczył mu nogę kilkoma ramionami i począł wysysać z niej krew.
Ujrzał się zgubionym: teraz zginie na tych piaskach, pożarty przez ohydne zwierzęta...
Wściekłość go ogarnęła; zaczął zadawać maczugą silne, szybkie uderzenia, miażdżąc macki, dążące do ogarnięcia go całego.
Pochłonięty tą walką, zapomniał o pierwszym wrogu — oswobodziwszy z trudem swą nogę, już się wyprostowywał, gdy wtem... krzyk rozpaczliwy wyrwał mu się z piersi: jakiś wielki ciężar spadł mu na ramiona. Poczuł że ciało jego oblepia jakaś masa śliska, galaretowata...
Za chwilę, nieznośne mrowienie się, przesuwanie się po całem ciele lepkich, lodowatych ramion, które otaczają jego twarz, tamują oddech...
Ogarnęło go uczucie niewypowiedzianej odrazy.
Zrozumiał, że pierwszy napastnik, skorzystawszy z jego zajęcia się drugim, rzucił się na niego.
Może nawet obydwa potwory były w porozumieniu?
Wszystka krew spłynęła do serca nieszczęśliwego: musiał użyć całej siły woli, aby nie uledz i znaleźć siłę do obrony.
Uczuł wielkie, obwisłe wargi na swojej czaszce, podczas gdy lodowate macki przesuwały się po nim, szukając zapewne większych żył i arterji, aby więcej krwi wyssać. Olbrzymi ciężar przygniatał go ku ziemi,