Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przerazić i niejako zahypnotyzować przez swe nagłe rzuty i przemiany barwy i kształtu; ale przecież nie dopuszczę do tego, aby się rzucił na mnie!
Puścił się zatem w drogę, ku złożonemu z czerwonych drzew lasowi, o którym mówiliśmy powyżej, aby na drzewie znaleźć schronienie przed tym dziwnym wrogiem; zauważył jednak wkrótce ze zdziwieniem a następnie ze zgrozą, że potwór ten nie ustając w biegu, jest jednak ciągle między nim, a lasem! Nie mógł też oderwać od niego oczu: jakaś dziwna władza przykuwała wzrok jego do tej masy dziwacznie mieniącej się różnemi kolorami: to lśniła połyskami drogich kamieni w podwójnem świetle księżyców, to za chwilę znów stawała się szarą, wstrętną galaretą...
Uczuł wkońcu zmęczenie i zawrót głowy; zauważył też z przerażeniem, że wpatrzony w ruchy szybkiego wroga, oddalił się od zbawczego lasu a zbliżył do trzęsawiska, pokrytego porostami różnego rodzaju.
Postanowił otrząsnąć się z tego uroku.
— Jeśli się nie wyrwę z tego zaczarowanego koła — zginę napewno! — — wyszeptał. — To ohydne stworzenie wpadnie na mnie i otoczywszy mię swemi tysiącznemi mackami, za pomocą brodawek na nich umieszczonych, wyssie krew moją co do kropli. Brońmy się więc! ten ludzki polip nie musi być inaczej zbudowany, jak podobne mu ziemskie stworzenia!
I ująwszy mocno nogę olbrzymiego kraba, poszedł z nią wprost na głowonoga.
Ten zaczął uciekać, zapewne w celu odprowadzenia Roberta w stronę morza: lecz on nie dając się tym złudzić, szedł wciąż prosto w głąb lądu, nie zważając na napastnika. Wtedy ten zaczął go gonić, trzymając