Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I schwyciwszy wielką muszlę, zaczął nią, jak łopatą, kopać piasek. Wkrótce wykopał spory dołek, który zaczął napełniać się przesiąkającą przez piasek wodą.
Nagle w tej wodzie coś się zakotłowało i kłąb widzianych poprzednio robaków ukazał się raptownie, zbitych w jedną masę, tworzących jakby krzak korali białych z czerwonemi razem splątanych. Wszystko to mieniło się połyskami opalu i perłowej konchy.
Robert cofnął się instynktownie, a w tejże chwili jakaś masa nieokreślonego kształtu wyskoczyła z dołu, napełniającego się wodą, na piasek wybrzeża.
Robert stał bez ruchu, zdumiony i przerażony: to, co widział, przechodziło w grozie najdziwaczniejsze zmory.
Wyobraźcie sobie twarz ludzką prawie, lecz wielką i jakby obrzękłą, utworzoną z masy przejrzystej i klejowatej. Oczy pozbawione powiek, patrzyły lodowatym wzrokiem, a drżące, wielkie nozdrza i ogromna paszcza o zębach czarnych, miały wyraz srogi i odrażający.
To fantastyczne oblicze było otoczone długiemi białemi mackami, które Robert wziął za robaki morskie — a były ich setki!
Młodego człowieka przejął ten potwór większą zgrozą, aniżeli widok lwa lub tygrysa. Ta nieokreślona istota była jakimś potwornym zlepkiem polipa i człowieka i Robert, zapominając o grożącem mu niebezpieczeństwie, miał przerażające widzenie planet, które zaludniali ludzie-rośliny, ludzie-płazy, ludzie-owady...
Kształty ich były olbrzymie, inteligiencja dorównywała naszej, a nawet ją przewyższała. Czyż to było niemożebnem? przecież wiele stworzeń na ziemi, np. słonie, posiadają prawie ludzki rozum!