Bryzgnąłem jej jak zimną wodą tem pytaniem, by ją otrzeźwić trochę, bo ilem poznał Sobka, wiedziałem, że niewart takiej charakternej dziewczyny.
Wzdrygnęła się, spojrzała na mnie i pomyślała
chwilkę, a potem potrząsnęła niedowierzająco głową i rzekła:
— Nie, onby tego nie zrobił. Ja słyszałam, jak
przysięgał, że się z taką ożeni.
Domyśli się zapewne łatwo najniedomyślniejszy czytelnik, że odtąd innemi już oczami spoglądałem na Hankę, że przez wzgląd na nią pogodziłem się także z Chranczówkami i nie myślałem już o przeprowadzeniu się do wsi, zwłaszcza, że położenie chaty, w której mieszkałem, także mnie przywiązało do miejsca. Chata stała na stoku Gubałówki, lesistego wzgórza, skąd szeroki był widok na całą zakopiańską dolinę, pokrajaną łożyskami potoków, i na całe Tatry od węgierskich wyniosłych szczytów, aż po Orawskie góry. Oko jak orzeł mogło bujać w szerokiej przestrzeni nieba. Gospodarze także byli nieźli ludziska, Jędrek mruk wprawdzie, mało gadał i fajka jak kłódka