Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   95   —


Przez kwadrans ta dumna i wrażliwa dziewczynka cierpiała taki wstyd i ból, że jej nigdy nie wyszły z pamięci. Innym mogło się to wydawać zabawną lub śmieszną rzeczą, ale dla niej była to ciężka próba, bo przez dwanaście lat swego życia była prowadzona z miłością, i nigdy jeszcze nie spotkał jej taki cios. Zapomniała, że ją ręka pali i serce boli, bo ją dręczyła ta myśl:
Będę musiała powiedzieć to w domu, i tak się będą wstydzić za mnie!
Ten kwadrans wydał się jej godziną, ale nareszcie minął, i słowa „rekreacje“ nigdy jeszcze tak mile jej nie zabrzmiały.
— Możesz odejść, panno March! — powiedział pan Davis, czując sam, że ma nieswobodną minę.
Nieprędko zapomniał pełne wyrzutu spojrzenie Amelki, gdy nie odzywając się do nikogo, poszła prosto do przedpokoju, wzięła ubranie i opuściła to miejsce z silnem postanowieniem, że już tam nie wróci. W smutnym była stanie przyszedłszy do domu, i skoro starsze dziewczęta przybyły trochę później, przejęte oburzeniem zaczęły się zaraz naradzać. Pani March niewiele mówiła, lecz była zasępiona i pocieszała smutną córeczkę, jak mogła najczulej. Małgosia zmaczała bolącą rękę gliceryną i łzami; Eliza czuła, że nawet ukochane koty nie byłyby dla niej balsamem na takie zmartwienie; zagniewana Ludka odezwała się z pomysłem, żeby niezwłocznie zaaresztować pana Davis‘a; Anna zaś wygrażała pięścią „nikczemnikowi“ i tak gniotła kartofle na obiad, jakgdyby jego miała pod tłuczkiem.
Prócz koleżanek nikt nie spostrzegł wyjścia Amelki; ale te bystrookie dziewczęta zauważyły, iż po południu pan Davis był cichy, łagodny i niezwykle nerwowy. Przed